budo_Cabelo napisał
Najgorsza moim zdaniem sytuacja jest wtedy kiedy ludzie nie mają szacunku do mestre. Szczerze powiedziawszy to nie wiem do końca jak jest w innych grupach, ale dla mnie i dla większości ludzi w grupie, mestre jest autorytetem i osobą, której filozofię i przekonania chce się realizować.
Się bym się nie zgodził się. Mestre jest dla mnie wyrocznią w sprawie Capoeira. Ale jak mądrym czy doświadczonym człowiekiem by nie był, to jest to facet który wyrósł w zupełnie innej kulturze, warunkach, do mojego kraju przyjeżdża kilka razy na rok, wie niewiele, albo wręcz nic o moim życiu. Stosowanie się w "normalnym" życiu do wszystkiego co powie, to nie szacunek, to sekciarstwo. Oczywiście warto wysłuchać każdej rady, i wziąć pod uwagę jego spojrzenie ze świeżej perspektywy, ale nie ślepo podążać za wszystkim co powie.
Ja myślę, że w poście Crocodilo o to mniej więcej chodziło - że Mestre musi być autorytetem w kwestii Capoeiry, a nie życia całego i emblematem moralności. Takiego nie znajdziecie, szczególnie wśród Brazylijczyków :wink: Kultura brazylijska jest bardzo mocno zhierarchizowana, tam Mestre faktycznie często jest, szczególnie dla młodych ludzi, rodzajem półboga... Ale jednocześnie przymyka się oko na pewne niedoskonałości natury ludzkiej... U nas to raczej niemożliwe, a ktoś kto szuka w Mestre 100% wzorca życiowego może się szybko i boleśnie rozczarować, również z powodu wspomnianych różnic kulturowych. Ale w kwestii prowadzenia grupy, relacji z uczniami i Capoeiry Mestre jak dla mnie musi mieć profesjonalne podejście i być godnym zaufania, i tak jak u Crocodilo być "osobą, której filozofię i przekonania chce się realizować. "
Mnie trochę bawi jak widzę ludzi wkręconych w capo, którzy w następstwie tego będą chodzić na kursy samby, oglądać tylko brazylijskie filmy, fascynować się brazylijską literaturą, kibicować Brazylii na MŚ (...)
Ja natomiast uważam, że nie ma nic złego w fascynacji kulturą jako całością (oczywiście bez afiszowania się swoją brazylijskością). Capoeira dla wielu osób staje się dużą częścią życia, w niektórych przypadkach również pracą, a czasem po prostu hobby, któremu poświęca się cały swój wolny czas - i takie "wkręcenie" może być bardzo pozytywne. Raczej boleję, że jest to coraz rzadziej spotykana przypadłość - teraz ludzie raczej ćwiczą 2-3 razy w tygodniu i na tym się kończy ich Capoeira... A tak tkliwie mi się przypominają czasy partyzanckich początków, kiedy każdy trening był świętem, kiedy przychodziło się 1,5 h wcześniej, żeby pośpiewać, poćwiczyć, pograć na instrumentach; kiedy prawie każdy miał wielki zeszyt z piosenkami; kiedy każdy cieplejszy dzień spędzało się w parku ćwicząc macaco... ech... Powiedziałabym, że Capoeira wymaga takiego podejścia, szczególnie od osób, które myślą o zajęciu się nią na poważnie czy też zawodowo...
Dla mnie bezsensowne w capoeira w Polsce jest to, że uczeń z jednej grupy nie jest mile widziany na treningach w innej grupie.
Najprosciej to mozna wytłumaczyć tak, ze nawet w swiecie biznesu pracownicy konkurencji rzadko sa mile widziani w naszej firmie.
Kolejny ciekawy temat, może by go oddzielić, Panie Moderatorze?
Naprawdę Uiru uważasz, że uczeń który odwiedzi Twoją grupę podejrzy jakieś tajne techniki, nauczy się zbyt dużo czy ukradnie najlepszą metodykę nauczania? Ja wyznaję tutaj skrajnie inną filozofię, tak mi zresztą mówił mój Mestre - idź tam, gdzie usłyszysz berimbau. Czyli korzystaj, ucz się, wyciągaj doświadczenia gdzie się da. I odwrotnie - na moich treningach osoby z innych grup są zawsze mile widziane. I zwykle jak mam takich gości staram się zrobić rodę, żeby można było powymieniać się doświadczeniami. Oczywiście - uczymy się i trenujemy w swojej grupie i u swojego Mestre. Ale nikomu nie zaszkodzi, a powiedziałabym, że jest to bardzo otwierające doświadczenie, raz na jakiś czas odwiedzić inną grupę Capoeiry - i zobaczyć inny styl czy inny sposób treningu.
. Tutaj dopiero sobie uświadomiłem, że grupę i mestre trzeba wybrać samemu. Bo jeżeli ktoś siedzi w grupie bo fajni ludzie, ale trener/ professor/ mestre mu nie pasuje to moim zdaniem nigdy nie będzie "spełnionym capoeiristą".
Niestety w momencie w którym jest się w stanie świadomie dokonać takiego wyboru, jest się już często konkretnie utaplanym w politycznym bagienku (...)
Ostatnie zdanie bardzo trafne, i bardzo niestety prawdziwe.
Zresztą ja osobiście, nie zmieniłbym grupy w której podoba mi się styl, podejście do capo i metodyka prowadzenia treningów ze względu na różnice światopoglądowe, grupową politykę czy osobę prowadzącego.
To znaczy, że nie byłeś w takiej sytuacji. Capoeira ma, poza wieloma różnymi funkcjami, również sprawić trenującemu przyjemność. Osoba prowadzącego, różnice światopoglądowe czy grupowa polityka potrafią zabić całą przyjemność z trenowania Capoeiry.