za budo.pl
Wygląda na to, że organizatorzy walki Pudzianowskiego mocno się przeliczyli. Niewpuszczając do Spodka fotoreporterów liczyli na sprzedaż zdjęć gazetom. Te jednak zignorowały katowicką galę. Przegląd prasy zaczęliśmy od największego w Polsce "Faktu" - ani słowa. "Gazeta Wyborcza" też nie napisała o imprezie. "Rzeczpospolita"? Nic! "Przegląd Sportowy" zignorował Pudzianowskiego. Tekst zilustrował ponadczasowym zdjęciem Mameda Khalidova. Najciekawiej imprezę potraktował za to dziennik Polska The Times.
Polska The Times swój tekst zilustrowała zdjęciem "Pudziana" z polsatowskiego show "Tylko nas dwoje". Strongman zaraz po gali pojechał bowiem do Warszawy nagrywać kolejny odcinek, w którym wystąpił w skórzanym wdzianku. Redakcja tłumaczy, że ilustracja nie ma na celu drwienia z siłacza, ale jest reakcją na niewpuszczenie fotoreportera do hali.
oraz:
Paweł Nastula nie podpisał jeszcze kontraktu na walkę z Mariuszem Pudzianowskim. Dziennik Polska The Times pisze, że wszystko było już zaplanowane. Mistrza olimpijskiego w judo chciałaby u siebie także federacja BOTE. Gazeta pisze, że prysł mit nadludzkiej siły Pudzianowskiego.
Mit prysł: w efektownym anturażu, na oczach rozgorączkowanego tłumu. Jeśli najsilniejszy człowiek świata ma kłopoty z podniesieniem rywala lżejszego od siebie, to po micie pozostaje niedowierzanie. Mariusz Pudzianowski ma podobno nadludzkie właściwości. „To robot o pięciu życiach” – plótł Marcin Najman, który w grudniu zeszłego roku uciekał przed Pudzianowskim. „Może człowiekowi połamać kości, ściskając go” – wtórował mu Mirosław Okniński, trener Mariusza.
W piątkowy wieczór Yusuke Kawaguchi nie miał nawet porządnie poobijanej twarzy. Po 10 minutach nieskoordynowanej i nudnawej bijatyki sędziowie przyznali zwycięstwo siłaczowi. Słusznie. Przeciętny Kawaguchi to najwyżej druga liga światowa. Pokazał, że ma japoński upór i odwagę. Przetrwał bezładny atak furii rywala w pierwszych sekundach, a później starał się utrzymywać Polaka na dystans. Umiejętności pięściarskie Pudzianowskiego są wciąż symboliczne. Wbrew legendom o jego sile, nie ma czym uderzyć i nie wie, jak bić. Jeszcze.
Bo siłacz wciąż liczy na podbój świata i za niespełna dwa tygodnie ma stanąć w szranki z nie byle kim, bo Timem Sylvią, byłym mistrzem wagi ciężkiej organizacji UFC.
– Wiem, jak z nim walczyć. Nie boję się go – podtrzymywał swoich kibiców na duchu po starciu z Kawaguchim były mistrz świata strongmanów.
Wyjazd do USA jest jednak dużym ryzykiem, biorąc pod uwagę to, co pokazał w Katowicach. Tym bardziej że siłacz sam sobie wybrał przeciwnika w Polsce, kontraktując takiego, który nie miał prawa zrobić mu specjalnej krzywdy. Może więc i lepiej, że miedzy linami pojawił się Kawaguchi, a nie przyzwoity zawodnik UFC. W sobotę odbyła się 113. edycja tej imprezy. Gdyby Pudzianowskiego skonfrontować z zabijaką z garaży, parkingów i klatek Kevinem „Kimbo Slicem” Fergusonem albo jego sobotnim pogromcą Kevinem Mitrionem (jeśli ktoś chce zobaczyć, jak wygląda brutalna walka, to rywalizacja tych panów jest całkiem niezłym przykładem), to kariera MMA Polaka mogłaby zakończyć się dosyć gwałtownie.
Kolejnym przeciwnikiem w na szym kraju dla Mariusza miał być Paweł Nastula. W programie imprezy w Spodku przewidziano wyjście na ring mistrza olimpijskiego w judo z Atlanty i anonsowanie starcia z siłaczem. Jednak do tego nie doszło.
Wciąż więc nie wiadomo, czy strongman odważy się skonfrontować z judoką, a organizatorzy walk Pudziana znajdą pieniądze na opłacenie Nastuli (jest znacznie droższy od Kawagu-chiego), czy lepszą propozycję złoży konkurencyjne Beast Of The East (trwają rozmowy). Jednak to nie Pudzianowski był tego wieczoru największą gwiazdą MMA, lecz Mamed Khalidow. To o nim serwisy na całym świecie pisały na pierwszym miejscu, ekscytując się remisem z Japończykiem Ryutą Sakuraiem. Swój ogromny potencjał potwierdził też Jan Błachowicz, który w finale wagi półciężkiej spotka się z Danielem Taberą.
Oskar Berezowski
Polska The Times