Może jestem dziwny, ale wydaje mi się, że np. pracę na danym stanowisku powinna dostać osoba lepsza (czy też uznana przez szefa za lepszą), a nie taka, jaką dyktuje Państwo.
Jeśli odchodzą takie motywy jak obowiązek zatrudniania w 50% kobiet, to to jest mocno niepoważne.
Ja się tu z Tobą zgadzam w całej rozciągłości. To jest chore wręcz. ALE. Sądzę, że czasami, przejściowo potrzebne, żeby luzie sie przyzwyczaili, że w firmie mają wokół siebie 50% kobiet, tak jak się przyzwyczajali przymusowo do Murzynów Ideałem jest dla mnie sytuacja, w której poźniej na dane stanowisko konkuruje faceci i kobiety, a dla szefa obecność kobiet jest taką oczywistością, że nawet nie zauważa płci i wybiera po prostu najlepsze cv. Bo dzisiaj bywa tak, że gosc patrzy na 2 równorzędne zestawy papierów i wybiera faceta, bu mu tak jakoś babka na szefa działu 'nie pasuje', czasami nawet nieświadomie. I moim zdaniem tylko wyrugowaniu takich schematów ma słuzyć przymusowe 'dofeminizowywanie' rynku pracy.
Bezsensem są tez wg mnie obniżone standardy przy rekrutacji do wojska/policji itp.. Chce, żeby chronili mnie najlepsi, a nie 'najlepsi z pewnej grupy'. Na pewno znajda się takie panie, które spełnią i 'męskie' wymagania. A ze bedzie ich mało - trudno, wojsko ma określone funkcje i zadania, a polem do samorealizacji jednostek powinno być tylko w ich zakresie.
Równouprawnienie to dążenie do tego, żeby kobiety i mężczyźni mieli równe prawa. Czyli jak wprowadzimy w Polsce od jutra: pobór kobiet do wojska, taki sam wiek emerytalny, brak podziału płciowego w sporcie itd.
Jestem za, poza sportem - to jest jednak, bądź co bądź, 'zabawa'. Tutaj powinno móc realizować się mozliwie najwięcej osób, a brak podziału zawęziłby dostęp do 'dużego' sportu do grupki baaardzo wybitnych jednostek. Na tej samej zasadzie mamy kategorie juniorów, paraolimpiady itd.. Rywalizacja w grupach o porównywalnych możliwościach.
Wniosek - jedyne co kobiety uzyskałyby poprzez równouprawnienie, to niepotrzebne utracenie pewnych przywilejów.
Nie zgadzam się, dal mnie to raczej utrata niepotrzebnych przywilejów na rzecz bardziej potrzebnych praw (w sensie zmiany mentalności, bo oficjalnie już je mamy)
Poza tym jak już mówimy o Skandynawii - tam równouprawnienia NIE MA (a na pewno jest w mniejszym stopniu niż u nas). Bo gdyby istniało takie prawdziwe, pełne równouprawnienie, to nigdy w żadnym kodeksie praw i podobnych dokumentach nie znalazłoby się słowo "mężczyzna", ani "kobieta" - byłoby tylko "człowiek".
Nie jestem specjalistką od tego regionu, niemniej chciałabym, żeby tak właśnie było, 'człowiek' i już.
ja tam nie wiem, czego chcą które feministki, wiem czego ja chcęFeministki chcą, aby ich płeć była preferowana, a nie, żeby była równie traktowana.
W sobote przed południem? Też tak chcęP.S. Przepraszam za możliwą chaotyczność wypowiedzi - wiem co chcę przekazać, ale jestem po kilku drinkach
P.S.3
Równouprawnienie może być wprowadzane przez wzmacnianie słabości, albo osłabianie mocnych stron. To drugie jest zawsze łatwiejsze do wprowadzenia i chętniej stosowane
To pierwsze wcale nie jest w niczym lepsze. Bo cherlawego mężczyzny żadne prawo nie chroni. Jak chcę zatrudnić pracownika, to chcę dobrego i jego płeć mnie nie powinna interesować.
Ciekawe też, że feministkom przeszkadza tylko to, że np. w zarządzie danej firmy jest 100% mężczyzn, a nie to, że 100% mężczyzn dla tej firmy też kopie rowy...
No też włąśnie, jeśli będziesz zatrudniał tylko ze względu na kompetencje, świadomie i nieświadomie, to nie bedzie problemu.
A co do rowów - gdyby przyszła do firmy była strongwomen, i chciała kopać rowy, a szef jej ppowiedział 'nie, przykro mi, ale nie zatrudniamy kobiet bo to psuje nasz profesjonalny wizerunek no i kobiety za dużo mówią' to wierz mi, że mnie by to przeszkadzało. I rozsądnym feministkom zapewne tez