30-31 lipiec 2005 Ruda Śląska
Na wstępie chciałem przeprosić, że będzie to suchy opis bez fotek, może coś się da wyciągnąć jeszcze od uczestników, ale ze strony organizatorskiej jeśli chodzi o zdjęcia to tzw.: "dołpa" jak mawiają co zdolniejsi aktorzy. Nie żebyśmy fotek nie pstrykali. Co to to nie. Organizator o fotki zadbał. Całe dwa dni aparat pstrykał w zasadzie bez przerwy. A jaki wypasiony aparat mieliśmy!!! Ło matko no cudeńko takie, że mucha nie siada. Lustrzanka cyfrowa, specjalnie pożyczona na tę okazję. Pisałem, że aparat był wypasiony? A ile funkcji on miał. Łohohoho... duuuużo... wypasiony był.... Tylko dzień wcześniej właściciel aparatu fotki słońca robił i zapomniał go przestawić, a że aparat był wypasiony to nikt z nas się nie połapał.... i tak wyszły zdjęcia murzynów podczas nocy polarnej.... Ja wiem od tego jest podgląd, żeby jakość zdjęć oceniać.... ale jak człowiekowi spieszno ćwiczyć to się jakoś takimi pierdołami nie przejmuje....
Wracając to tematu. Ogólnie było kameralnie, około 20 osób, i szczerze mówiąc więcej by się na sali raczej nie zmieściło. A tak, pełen komfort ćwiczenia. Oczywiście, jako że szczęściarz ze mnie niesamowity, sobota 30 lipca 2005 okazała się najcieplejszym dniem roku... w zasadzie to nie chodzi o to, że było ciepło.... na sali był piekarnik. Jak ktoś kiedyś pracował w fasfoodzie na dworcu w Koluszkach (tam w ogóle mają dworzec PKP?) to wie o czym mówię. Na szczęście o skończonym dniu machania stalą uczynny pan Woźny włączył dmuchawy i w niedzielę rano powietrze było na sali rześkie i wspaniale orzeźwiające... I to nie prawda, że mało nie doszło do rękoczynów jak się ludzie dowiedzieli o tym cholernym nadmuchu...
Seminarium było podzielone na trzy czterogodzinne bloki, dwa w sobotę, jeden w niedzielę. Jako, że na sali było dużo aikidoków, którzy pierwszy raz w życiu mieli z Iai do czynienia Karwowski Sensei bardzo dużo czasu poświęcił na podstawy cięć i pracę ciała. Początkujący mogą się pochwalić, że po stażu wiedzą już jak wygląda Junto Sono Ichi, Junto Sono Ni oraz Tsuigekito z grupy Battoho, oraz Maegiri i Zengogiri z grupy Toho. Może wachlarz kata ciut monotonny jak na tyle godzin treningu, ale najpierw trzeba nauczyć się chodzić, zanim człowiek zacznie biegać jak powiedział Sensei Waldemar Karwowski.
Natomiast grupa "stalowa" ćwiczyła bardziej skomplikowane kata, i trzeba przyznać, że tyle szczegółów moja biedna główka już dawno nie próbowała pomieścić. Przy czym najwięcej tu chyba dowiedział się LM, który co chwilę z Sensei Waldemarem omawiał różnicę miedzy różnymi liniami Muso.
Nie wiem jak inni, ale ja staż uważam za naprawdę udany, te dwa dni z życiorysu zamienione na parę godzin ćwiczeń to naprawdę fajne wspomnienie z wakacji. Zwłaszcza jak ktoś nie ma urlopu....
P.S. To nie prawda, że w niedzielę rano cierpiałem na ciężkie zatrucie natury żołądkowej. Głowa też mnie nie bolała. Wszystko to ohydne plotki i podłe oszczerstwa

P.S.2 Pochwalę się - dostałem pędzelek do pisania krzaczkami


A tak na zupełnie już poważnie:
Mało osób, bardzo otwarty na wszelkie pytania Sensei - czego chcieć więcej? Kto nie był niech żałuje
