Szczegolnie dla tych co cwicza styl Kanai sensei, nie bylo instruktora ktory by nasz styl reprezentowal. Z pewnym zaskoczeniem odebralem to ze Claude nie prowadzi zadnego treningu. Z drugiej strony obecnosc Shibaty sensei na pewno byla bardzo jasnym punktem stazu.
Jak cwiczy Yamada sensei kazdy wie, jak nie wie, to niech pojedzie do Krakowa jak sensei przyjezdza. Bardzo dynamiczne techniki, bardzo przejrzyscie pokazane podstawy, kilka niecodziennych technik, prawie wszytskie techniki tlumaczone z pracy miecza, ktorego przeciez sensei wcale nie cwiczy! Szczegolnie sensei pokazywal standard (przedstawionyt w kilku punktach) jaki obowiazuje na egzamin od 1 dana w gore. Ze w praktyce egzaminacyjnej ludzie kompletnie o tym nie pamietali to juz inna historia.
Peter Bernath to jeden z dlugoletnich uczniow Yamady sensei, wiec styl podobny, choc od paru lat daje sie zauwazyc stopniowa personalizacja. Jednak jest to zdecydowanie wersja "aikido z Florydy". Ci co byli na Florydzie wiedza o czym pisze

Ogolnie okreslilbym to "cwicza nienerwowo i na luzie" :wink:
Shibata sensei byl w doskonalym humorze, choc momentami chyba sie zalamywal patrzac na to co wyczyniaja ludzi z "jego" technikami. Sam tez sie zastanawiam czy ma sens pokazywanie przez 2 dni techni calkowicie odmiennych stylowo, ktore ludzie robili calkowiecie zle a i tak w poniedzialek nie beda pamietac. No ale coz...........
Podejscie pedagogiczne senseia jest proste: trzeba patrzec. Wyropalac oczy.
Zero tlumaczenia.
jak Majka poprosila o wyjasnienie to sensei powiedzial "to sekret". A potem przyjaznie dodal "trzeba bylo patrzec!"
Pokazuje sie Zasade a nie okreslona technike. Czyli 10 - 15 roznorodnych technik w kazdej nieznacznie akcentowana ta sama zasada, w przypadku tego stazu 1. glebokie irimi, 2. wychylanie z rownowagi w trzeci punkt za plecami uke.
Sam przez pierwsza godzine przezywalem niemaly szok, kompletnie zapomnialem jak sensei uczy. Potem mi sie przypomnial Strasburg i inne treningi senseia i juz bylo lepiej

Znakomita wiekszosc poczatkujacych miala calkowity kisiel w glowie. Znakomita wiekszosc ludzi robila dokladnie jak ich nauczyli we wlasnycm dojo, wlaczam w to 5-6 danow :roll:

Co do smakowitych sytuacji, to np. Majka byla za uke dla senseia na slynne nikkyo, mimo ze zbyt wolno sie przesuwala sensei oszczedzil jej lokiec i nadgarstek. Uwaza to za najbolesniejsze nikkyo w zyciu.

Inna ciekawa technika bylo glebokie irimi przy ataku shomen, gdzie przechwytywalo sie druga reke uke, i scinalo tenkanem w dol, robiac parszywa dzwignie na lokiec. Jak ja tego nie lubie. Kiedys moj kolega Mirek tak mnie na nia zalatwil, ze pare miesiecy lokiec mnie bolal na maxa. brrrrr...... :twisted: :twisted:
Inna technika (wybacznie ale nawet nie znam nazwy) konczyla sie tym, ze tori i uke znajdowali sie placami do siebie, tori trzymal rece uke pod pachami (jedna reke pod kazda pacha) i tak go prowadzil idac do przodu.....
W jeszcze innej technice ktora mialem przyjemnosc cwiczyc z wlasnym szefem, wejscie jak do iriminagi na wprost (bez tenkanu) ale mozna bylo uzyc tylko jedna reke do wychylenia, chwytajac nia uke z kolnierz, lub za keikogi na ramieniu i wsuwajac biodra pod biodra uke na skos i tak powstawal rzut, a moze raczej obalenie.
nie wiem,ile kilo przybylo ostatnio Claude'owi ale musialem dawac z siebie wszystko zeby go przewrocic. No straszna haruwa (jak to sie pisze poprawnie????). A potem on mnie glebil z duza przyjemnoscia.
Jednym slowem doskonale treningi z Shibata sensei, az nam sie zamarzyl wyjazd do Kaliforni zeby z nim pocwiczyc jakis tydzien....


Potem byly egzaminy na dany: 9 osob z naszego dojo. 4 sandan, 1 nidan, 4 shodan. Tak prawde mowiac 3 byly ok. Reszta zaledwie poprawne, ale raczej dretwe. Ale mozna sie bylo tego spodziewac obserwujac jak przez ostatni rok ci ludzie cwiczyli.
Z ludzi z innych dojo, jeden nidan z Bostonu zrobil doskonaly egzamin. Precyzyjne techniki, mocne rzuty, dobre przemieszczanie sie, dobre tempo. Duzo ludzi sie spalilo ze stresu.
Byl jeden lekki nokaut, oczywiscie przypadkowy, gosciu dostal w ryja noga uke. Zakrwawil sie caly, ale nos mial nie zlamany, wiec skonczyl egzamin na drugi dzien.
Egazminy zostaly przerwane w sobote, bo jeden z widzow mial atak padaczki (ale nie ze smiechu :twisted: ) padajac na dechy rozwalil sobie glowe, krew, takie sprawy...i wezwali karetke...itd....
Wszystkie sandany testowaly w niedziele. Pocwiczylem troche z kolega Zbychem z Toronto u siebie w dojo, niezle przestraszony , bo ma zdawac na shodan za 2 miesiace na summer camp, tam widownia to 500 osob hehehehe.........Jak beda fotki to wrzuce.