Na szczęście to jest nie do końca tak, i całkiem ciężko jest dostać łomot od grupy dresów, o pojedynczych nawet nie wspominając. Żeby nie być gołosłownym:
Nie mam pojęcia ile razy minąłem dresa/dresów. Pewnie setki czy tysiące razy. Wiem dokładnie, ile razy dostałem od nich łomot. Równiutkie ZERO razy.
No to gratuluję! Ja mieszkam na podobno najbardziej niebezpiecznym osiedlu w mieście, ale też jakoś nie miałem problemów z szeleszczącymi panami ani innymi takimi osobnikami... (odpukać :wink: ) A okazji nie brakuje. Nieraz mijam całe grupki - albo ich grzecznie obchodzę albo pakuję się w sam środek watahy (wkurwia mnie jak mi blokują cały chodnik), co ich niezmiernie dziwi i sami grzecznie się odsuwają. Pamiętajcie, że nie każdy człowiek w dresie to od razu typ spod ciemnej gwiazdy...
Największe tłumy gromadzą się pod klatkami schodowymi i okupują dostępne ławki pod blokami - to zjawisko szczególnie nasila się w okresie wiosenno-letnio-jesiennym :wink: Bo tylko śnieg może ich zniechęcić na tyle, żeby nie wysiadywali całymi dniami i nocami czekając na "frajera do skrojenia" albo na okazję do "napierdalanki". Moje okno wychodzi na taką okolicę więc co się nasłucham to... lepiej nie powtarzać :?