Trening i zwyczaje mistrzów SW
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Autentyczna rozmowa między pewnym Polakiem (P), posiadającym stopień mistrzowski w kung-fu, a jego chińskim nauczycielem (CH). Od tego Polaka właśnie usłyszałem tę historię, ale oczywiście nie podaję personaliów. Mniej więcej tak to brzmiało:
(CH): - Pamiętaj, należy zawsze być wyspanym.
(P): - Niestety, niekiedy dokucza mi bezsenność.
(CH): - Jest na to dobra rada (śmiech).
(P): - Jaka?
(CH): - Kobieta. Jeśli dobrze jej użyjesz, nie będziesz miał problemu z zaśnięciem.
Nio, to wszystkim paniom wszystkiego naj, naj, naj...
Niestety, święto świętem, a do pracy trzeba pędzić :?
Miłego dzionka
M.
Napisano Ponad rok temu
WM Nguyen Loc, WM Le Sang, WM Phan Hoang - zapraszam na nasze strony
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
niestety mało będzie o walkach
Napisano Ponad rok temu
Many thanx for link :-) .
A może Pan również dorzuci od siebie do tego postu jakieś ciekawostki? W kwestii wietnamskich sztuk walki jest Pan niewątpliwym autorytetem w tym kraju poklon
Wiem również (proszę nie pytać skąd ;-) ), że na obozach organizowanych przez Pana bywało wesoło... . Może jakieś śmiesznostki? Nie naciskam, ale gorąco namawiam
Serdecznie pozdrawiam,
M.
Napisano Ponad rok temu
Doktor Ven Tenzin Jangchub i kurczak
Tenzin Jangchub ćwiczył się w technikach walk wschodnich, w skokach spadochronowych i wspinaczce górskiej. Osiągnąwszy stopień komandosa, został wybrany spośród tysięcy rówieśników do ochrony osobistej Dalajlamy. Codzienne obcowanie z jego świątobliwością pogłębiło religijność Tenzina. Po zakończeniu służby ochroniarskiej postanowił poświęcić się medycynie. Jest m.in. uczniem Dr. Ven.Yeshi Dhoondena - osobistego lekarza Dalaj Lamy...
Ten człowiek całkiem niedawno przebywał w Warszawie. Korzystając z możliwości zobaczenia się z tak wysokiej klasy ekspertem w dziedzinie tradycyjnej medycyny tybetańskiej, pewna znajoma osoba, szukając porady lekarskiej, udała się na spotkanie z nim.
Doktor Tenzin całkiem nieźle mówi po polsku. Rozumie wszystko, natomiast ma śmieszny akcent. Niekiedy również brakuje mu słów, i używa wówczas "substytutów". Podczas rozmowy zapomniał np. o słowie "drób". Poniżej fragment rozmowy o diecie (postarałem się to przedstawić w zapisie fonetycznym):
- (...) i nie folno jiść żadnego mięsa. Nawet kurciaka.
- A kaczkę? Indyka?
- Kaćka i indyk to teź kurciak.
Czyż nie urocze?
Napisano Ponad rok temu
Dzięki, Anduina - super.
Innym razem dorzucę jeszcze coś o Oyamie (...)
No to dorzucam
Masutatsu Oyama (1923-1994)
Naprawdę: Young-I-Choi - Koreańczyk, który w 1938 r. przybył do Japonii i tam naturalizował się przyjmując nazwisko Oyama Masutatsu; trenował judo w Kodokanie, karate Shotokan u Funakoshiego, a w końcu karate Goju-ryu u koreańskiego mistrza So Nei Chu (koreańskie imię tegoż mistrza: Cho Hyung Ju). Ostatecznie, w 1957 roku, założył własną szkołę o nazwie Kyokushinkai.
Test stu walczących ludzi
Oyama trenował z wielkim poświęceniem, zwracając uwagę na siłę, twardość, hart ducha. Po jakimś czasie zaczął poszukiwać dla swojej szkoły testu siły i wytrzymałości, który będzie najwyższym wyzwaniem i sprawdzianem dla najlepszych uczniów Kyokushinu.
Ostatecznie wybrał hyakushin-kumite - czyli "stu walczących ludzi". Inspiracją dla niego stał się podobny test wykonany przez XIX-wiecznego mistrza kenjutsu, Yamoka Tesshu, który to odbył sto pojedynków, jeden po drugim, pokonując wszystkich przeciwników w walce na bambusowe miecze shinai. Inną osobą, jaka wykonała podobny test, był przyjaciel Oyamy - judoka Masahiko Kimura - późniejszy pogromca samego Helio Gracie (w 1952), który przeszedł test hyakushin-nage ("stu ludzi wykonujących rzuty").
Oyama nigdy nie wymagał od uczniów wykonania czegoś, czego sam nie dokonał, i specjalnie w górach przygotowywał się do pierwszego - własnego hyakushin-kumite. Do testu wybrał najzdolniejszych posiadaczy czarnych pasów. Każdy z nich walczył z Oyamą przez dwie minuty, po czym po przejściu kolejki powtarzano walki - aż odbyto ich setkę. Część uczniów jednak nie stanęła ponownie do walki z uwagi na nokauty lub kontuzje. Co 20 walk Oyama robił krótką przerwę, aby uzupełnić płyny ustrojowe i zaspokoić potrzeby fizjologiczne. Przez kolejne dwa dni Oyama powtarzał swój test, walcząc cały czas bez żadnych ochraniaczy. Chciał również to zrobić czwartego dnia, ale zabrakło mu przeciwników... Wiem, co to kilka randori pod rząd i na mnie robi to kolosalne wrażenie...
Osobiście widziałem dokument z amerykańskiego hyakushin-kumite. Stanął do niego adept ćwiczący KK niecały rok! Było to żałosne, mniej więcej od dziesiątej walki chłopak nie był w stanie wykonać żadnej techniki, jedynie próbował utrzymać się na nogach i za pomocą bloków dotrwać do końca... Cóż za farsa w ogóle dopuszczać do czegoś takiego... Z pewnością nie o to chodziło Mas Oyamie...
Jeśli chodzi o walki z bykami, to Mas Oyama (wówczas jeszcze przedstawiciel karate Goju-ryu) również i tutaj zainspirowany był chyba podobnym typu testem robionym przez inne szkoły walki. Jak podaje J.Miłkowski, pewien mistrz jujitsu, Shigero Sasagawa, powalał wcześniej byki na ziemię przez podcięcie.
Postawa Mas Oyamy na pewno jest godna szczególnej uwagi i szacunku. Pewną kontrowersją mogą być nieco nacjonalistyczne hasła głoszone przez jego organizację - zwłaszcza, że jak pamiętamy, Oyama był Koreańczykiem. Wątpliwości wzbudzają również źródła finansowania jego organizacji...
Na pewno jest to jednak wspaniała postać Budo. Dla wielu mistrz, zmarły 10 lat temu, stanowi prawdziwy wzór.
No, pora spać, dobranoc.
M.
Napisano Ponad rok temu
W czasie pobytu w górach Oyama myślał już o walce z bykiem. Po powrocie do cywilizacji próbował zorganizować taka walkę. Początkowo nie traktowano go jednak zbyt poważnie. Znalazł jednak szanse aby spróbować się z 450 kg byczkiem . Pierwsze uderzenie- pięścią- trafiło w czoło. Z pyska i nosa zwierzęcia polała się krew, ale byk nadal żył. Po zarznięciu zwierzęcia okazało się że jego czaszka była pęknięta. Rzeźnik dał Oyamie druga szansę- tym razem zwierzę upadło na kolana, ale to było wszystko. Zasugerowano Oyamie że mógłby spróbować ściąć byczkowi rogi, i po kilku próbach udało mu się.
Po powrocie z USA, w 1952 r przyjaciel i producent zaoferował Ze sfilmuje walkę pomiędzy Oyamą a byczkiem.
Oyama zdał sobie sprawę, ze ma szansę to zrobić. Jeśli by wygrał jego karate stałoby się naprawdę sławne. Nadszedł czas żeby dowiedzieć się jakie są rezultaty ciężkiego treningu. Oyama zaakceptował propozycję i rozpoczął trzymiesięczny trening który miał go przygotować do tejże walki. Studiował zachowanie byków, a przede wszystkim szukał ich słabych punktów. Odwiedzał rzeźnie aby sprawdzić swoje ciosy na rogach ubitych byków. Oyama wiedział, że aby mieć szanse w walce z bykiem, musi być w stanie przebiec 100 m w co najwyżej 15s, a najlepiej w 13. Co w praktyce oznaczało, że musi zredukować swoją wagę do 80 kg. Sprawdzał również "uporczywość" byków biegając z jednej strony rzeki na drugą. Codziennie wstawał o czwartej rano i biegał ok 8 km. Do świątyni Hachiman i z powrotem. Po śniadaniu przez 2 godziny ćwiczył karate, a potem jeszcze 3 godziny po południu.
W styczniu 1953 wszystkie przygotowania były już skończone. Wybrano miejsce- plaża wzdłuż wybrzeża Yawataa, w pobliżu miasta Tateyama. Byk ważył 500 kg, jego rogi miały 25 cm długości i 7,5 cm grubości u podstawy. Gdy walka się zaczęła Oyama złapał byka za głowę i próbował ściągnąć zwierze na dół. Byk jednak na dół nie chciał i Oyamie nie udało się go sprowadzić. Celem Oyamy było ściągnąć byka na ziemię i uderzeniem odciąć mu rogi. Po 5 minutach walki i Oyama i byk zaczynali już się męczyć. Wreszcie byk zaatakował i Oyama upadł na plecy uderzony rogami byka. Wstał z wielkim wysiłkiem, ale udało mu się powstrzymać atak zwierzęcia. Oyama widział że byk jest tak samo zmęczony jak on i próbował odciąć mu rogi stojąc. Nie udało się. Zdał sobie sprawę, że jeżeli chce odciąć byczkowi rogi to musi jego głowę ściągnąć na ziemie.
Zaczął nowy 30-stominutowy atak, próbując wykończyć byczka. Tym razem udało mu się sprowadzić byka na ziemię i prawą ręką odciąć rogi. Udało mu się, nie zabić byka, ale pokonać go w wolnej walce, był z siebie dumny. Pokazał co może zdziałać ciężki trening karate. Jednocześnie stworzył sobie markę- jego nazwisko stało się dobrze znane. Jego marzenia z dzieciństwa teraz stały się rzeczywistością. Walka trwała 34 min, ale niestety nie wiadomo co stało się z filmem. Jest wiele domysłów na temat ilości pokonanych przez Oyamę byków, ale tylko 4 czy 5 walk jest upamiętnionych. Eksperymentował na martwych bykach i udało mu się ściąć im rogi w 48 przypadkach na 52. Trzy byki zabił skręcając im karki.
W 1957 Oyama wybrał się w tourne po USA, Meksyku i Europie, a by tam propagować swoje karate. Tylko że pokazy w Meksyku mu trochę nie wyszły- nic nie pękło gdy Oyama pokazywał swoje słynne "techniki łamiące". Walczył również z bykiem, ale nie mógł go dobrze złapać- dostał porządnie w brzuch i spędził 6 miesięcy w szpitalu- To była jego ostatnia walka z bykiem.
Kilka lat później próbował zrealizować swoje marzenia o walce z niedźwiedziem. Z takim zamiarem pojechał na Hokkaido- szybko jednak zdał sobie sprawę jak nierealne było to marzenie- i wrócił do domu.
Wszystko to to wolne tłumaczenie(i jako takie często niegramatyczne ) fragmentów tekstu ze strony:
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
pozdrawiam serdecznie
artur
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
bardzo chciałbym zobaczyć te filmiki o bykach. przepraszam za off topic, ale może ktoś je ma?
Ja znalazłem jedynie zdjęciówkę - niestety bardzo niewyraźna, poza tym jest trochę opisu. Zobacz:
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
pozdr., M.
Napisano Ponad rok temu
słysząłem kkiedyś taka anegdotkę o uyeshibie:
ma statku na którym płynął twórca aikido był oficer marynarki który pasjonował sie walka na miecze...postanowił się zmierzyć z uyeshiba..
ten sie zgodzil..
co prawda oficer wyjąl zamiast miecza boken..zaczęła sie walka.. w której uyeshiba tylko schodził z linii ataków..sam nie atakował ..
spodobała mu sie wizja walki bez zniszczenia fizycznefgo przeciwnika...
tak słyszałem..może aikidocy sprostują?!
pozdrawiam...
Napisano Ponad rok temu
rei all..
słysząłem kkiedyś taka anegdotkę o uyeshibie:
ma statku na którym płynął twórca aikido był oficer marynarki który pasjonował sie walka na miecze...postanowił się zmierzyć z uyeshiba..
ten sie zgodzil..
co prawda oficer wyjąl zamiast miecza boken..zaczęła sie walka.. w której uyeshiba tylko schodził z linii ataków..sam nie atakował ..
spodobała mu sie wizja walki bez zniszczenia fizycznefgo przeciwnika...
tak słyszałem..może aikidocy sprostują?!
pozdrawiam...
z tego co pamietam "aikido" autorstwa Kisshomaru to bylo to w dojo O'Senseia...
Napisano Ponad rok temu
co nie podważa oryginalnosci tej historii, bo czy ktokolwiek z nas zwykłych zjadaczy fajterskiego chleba sparrowałby nie atakując oponenta?!?!
pozdrawiam all
Napisano Ponad rok temu
ja słyszałem o starciu na statku
Nie jestem aikidoką , ale John Stevens opisuje to tak ("Three Budo Masters..."):
Wiosną 1925 roku odwiedził Ueshibę w jego dojo w Ayabe znany ze swoich umiejętności w kendo oficer marynarki. Doszło między nimi do różnicy zdań odnośnie istotnych kwestii w sztukach walki i Ueshiba zaproponował oficerowi, aby ten próbował uderzyć go drewnianym mieczem. Poczytując tę propozycję jako zuchwałość, oficer ciął śmiało i pewnie. Jednak Ueshiba Ueshiba unikał nawet najszybszych uderzeń, dostrzegając je niczym mgnienie światła. Kiedy wreszcie wyczerpany walką oficer poddał się, Morihei udał się do ogrodu, by zrosić twarz zimną wodą ze studni i zebrać myśli. (...) nagle wszystko stało się wyraźne i jasne. (...)
Tak więc wiadomo, o ile oczywiście relacja jest zgodna z prawdą, że było to w dojo, i wiadomo, skąd wątek "marynarski" ;-)
Pozdr., M.
Napisano Ponad rok temu
Nasz szacowny trener 5 dan shotokan,dużą wagę przywiązuje do ćwiczeń oddechowych i napinania "wszystkich mięśni" na końcu wydechu,sprawdza napięcie mięśni m.in pupy wali otwartą dłonią w dupsko i komentuje :za miękka "dupa"jeżeli ktoś sie obija :-)
Napisano Ponad rok temu
Masatoshi Nakayama
(1913-1987, mistrz karate Shotokan, uczeń samego Gichina Funakoshiego)
Z czym Nakayama kojarzy się najbardziej? Chyba z książką "Dynamic Karate", która doczekała się setek wydań, była tłumaczona na kilkadziesiąt języków, i stała się swoistą "biblią karate".
Ale mało kto wie, iż Nakayama był również... zapalonym narciarzem. Swojej pasji o mało nie przypłacił życiem, gdy w roku 1971 - będąc instruktorem narciarstwa w Takushoku - pozostał na stoku i został przysypany lawiną śnieżną. Z ledwością go uratowano i przywrócono do zdrowia. Lekarze zabronili mu uprawiać karate, Nakayama jednak potajemnie wznowił treningi, które zadziwiająco dobrze wpłynęły na jego sprawność.
- Nawet jeśli karate nie uratowało mi życia, to na pewno przywróciło mi zdrowie - miał powiedzieć później mistrz.
Dobranoc
M.
Napisano Ponad rok temu
"To być nie może. Ale może być może..."
Pozdrówka
Gizmo
Napisano Ponad rok temu
"To być nie może. Ale może być może..."
Bardz mi sie podoba slowotworstwo zagranicznych gosci ,ale ciekawe jak polak w Japoni lub chinach brzmiałby w uszach tubylców ,to by było dopiero.
Pozdr.Sławek
Napisano Ponad rok temu
[/quote]
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
miejscowka na letni oboz jj i bjj poszukiwana
- Ponad rok temu
-
plakat WT! Strzeżcie się!
- Ponad rok temu
-
Treningi przed poludniem
- Ponad rok temu
-
turniej walki w parterze
- Ponad rok temu
-
Panic Mode
- Ponad rok temu
-
Sparingi
- Ponad rok temu
-
Ciężarki
- Ponad rok temu
-
Co i gdzie warto trenować w LUBLINIE ?
- Ponad rok temu
-
Sport czy sztuka?
- Ponad rok temu
-
Jak namowic dziewczyne na SW?
- Ponad rok temu