Napisano Ponad rok temu
Re: saleta w k1
Tutaj zamieszczam małe info o Najduchu podobno też ma startować :
Najpopularniejszym obecnie stylem walki na świecie jest K-1 (sport łączący boks, karate i jujitsu). Pierwszymi Polakami, którzy spróbują w nim sił, będą Tomasz Najduch i Przemysław Saleta
Leszek Błażyński: Dlaczego zdecydował się Pan porzucić karate?
Tomasz Najduch: Osiągnąłem w karate wszystko, na co było mnie stać. Za swój największy sukces uważam zdobycie w 1993 r. Pucharu Świata. Życzenia składał mi wtedy sam Masutatsu Oyama [twórca karate kyokushinkai, posiadacz najwyższego stopnia wtajemniczenia - 10 dan - w karate - przyp. red.]. Byłem również pięciokrotnym mistrzem Europy i dziewięciokrotnym mistrzem Polski. K-1 to dla mnie kolejne wyzwanie. Bardzo ważny jest tutaj boks, dlatego też z trenerem Kleofasa Katowice Józefem Sadko będę ćwiczył ciosy bokserskie. Spotkam się również z Przemysławem Saletą, z którym wymienimy się doświadczeniami. Przemek pomoże mi w boksie, a ja mu w low-kicku [uderzenia nogami na dolne części ciała - przyp. red.]. K-1 to bardzo ciężki i niebezpieczny sport, ale mimo to chcę spróbować swoich sił.
Aby rywalizować w K-1, potrzebni są prężny menedżer i bogaty sponsor.
- Karate nie jest tanim sportem, gdyż na odżywki czy sprzęt wydaje się sporo pieniędzy, ale w K-1 bez sponsora i menedżera nie ma nawet szans na zakontraktowanie walki. Otrzymałem ostatnio kilka propozycji od osób, które zamierzają mi pomóc w debiucie w K-1. Muszę spokojnie się nad nimi zastanowić.
Kiedy zobaczymy Pana po raz pierwszy na ringu?
- W czasie listopadowych mistrzostw świata w karate, rozgrywanych w Tokio, zerwałem wiązadła krzyżowe w kolanie. Jeszcze przez kilka miesięcy będę odpoczywał, a potem zabiorę się solidnie do treningu. Wraz z Przemkiem Saletą będziemy pierwszymi Polakami, którzy zadebiutują w K-1. W mieszaninie stylów startowali już sportowcy urodzeni w naszym kraju, ale walczyli pod obcymi flagami. Mam nadzieję, że swoją pierwszą walkę stoczę w drugiej połowie roku.
Był Pan dobrze zapowiadającym się piłkarzem. Dzięki grze w piłkę nożną mógłby Pan nieźle się dorobić i przejść na sportową emeryturę, zamiast wciąż walczyć.
- Grałem w zespole juniorów Soła Oświęcim, wybrano mnie również do kadry województwa. W pewnym okresie ćwiczyłem równolegle karate i piłkę nożną. Byłem wyróżniającym się piłkarzem, ale wybrałem karate. Wychowałem się bez ojca, w domu brakowało twardej ręki, a trenerzy kyokushinkai w pewnym sensie zastępowali mi ojca. Natomiast szkoleniowcy Soły Oświęcim nie interesowali się tak bardzo trenowaniem młodzieży. Wiadomo, że karate nie jest sportem dochodowym, ale kyokushinkai nauczyło mnie, że nigdy nie można się poddawać. Należy walczyć z przeciwnościami losu i z szacunkiem podchodzić do ludzi.
Jest Pan szefem ochroniarzy w chorzowskiej dyskotece Piramida. Ma Pan tam wiele pracy?
- Z karate nie da się wyżyć. Moja żona prowadzi bar gastronomiczny, a ja od ponad pięciu lat pracuje w Piramidzie. Jako szef ochrony dobieram sobie ludzi inteligentnych, a nie napakowanych agresorów. W tej pracy trzeba być bardzo cierpliwym i przewidywalnym. Często dzięki temu, że mamy oczy dookoła głowy, udaje nam się działać profilaktycznie, tzn. nie dopuścić do bójki. Najważniejsze, aby ludzie przychodzący na imprezy organizowane w Piramidzie czuli się bezpiecznie i myślę, że tak właśnie jest. Czasami też osoby, wiedząc, z kim mają do czynienia, szybko się uspokajają. Niedawno dwóch wypitych mężczyzn chciało bić się ze mną, ale kiedy dowiedzieli się, że jestem karateką, od razu się uspokoili. Najbardziej denerwuje mnie wszechogarniająca znieczulica. Nawet kiedy ludzie widzą na ulicy bijących się małolatów, nie reagują.