Pamietam jakby to było dzis.... jeden trening na obozie w miejscowosci Przesieka- 2 lata temu.
Pewnego dnia wszyscy obozowicze zostali wezwani na zbiorke. Zbiorki i treningi mielismy na starych kortach tenisowych zrobionych z płyty asfaltowej.
Trener nam oznajmił , ze stało sie cos złego , cos co nie powinno sie stać , cos za co bedziemy cierpiec . Mianowicie ktos rozwalił automat do gier.Powiedział "przykro mi , musicie odpokutowac" No i sie zaczeło :
Na poczatek 10 minut stania na kosciach, na tych płytach asfaltowych - granulki zwiru ktore tam były wbijały sie w skore i ją kaleczyły.Pomocnik trenera chodził i lał pasem po plecach kazdego kto choc na chwile dotknał kolanem podłoża. Wiele dziewczyn płakało.... .Po odbyciu 10 minutowej "rozgrzewki" wszyscy pobieglismy na tzw "Górke płaczu".
Było to wzniesienie pod katem jakis 60 stopni w stosunku do podłoza i mialo okolo 30m. Trener dał nam 5minut na przebycie tej gorki w te i spowrotem 10 razy. Na dole stał asystent i bacznie obserwował czy ktos przypadkiem nie sciamnia , master w tej samej roli siedział na gorze.
Po dwoch wbiegnieciach i zbiegnieciach wszystkim sie odechciawało czegokolwiek , nogi momentalnie stawały sie słabe , podłoze bylo sliskie wiec niektorzy wbiegali na czworaka. Bardziej "pomysłowi" starali sie sturlać , tyle ze przy okazji podcinali nogi tych wbiegających i lądowali w rowie w ktorym niebrakowało kamieni.Po 5 wbiegnieciach wiele dziewczyn płakało ,Osoby bardziej silne - odporne ciągneły za sobą te słabsze.
Ostatnia osoba z grupy przebyła dystans w jakies 16 minut.Zatem zadania nie zaliczono.W nagrode trener pozwolił nam odpocząc przed nastepnym podejsciem do zaliczenia. Ale odpoczynek był czynny... Mielismy w piec minut okrązyc szereg wzniesien i nastepnie wbiec spowrotem na gore , tyle ze z innej strony. Z tej strony nachylenie bylo nizsze ale dystans pod nią znacznie sie zwiekszył (jakies 300 metrow).
Cała trasa miala jakies 1,5 km , niby mało - mielismy na jej przebycie 5 minut - tyle ze nikt nie miał siły biec.Wtedy tez po raz pierwszy w zyciu zwymiotowałem ze zmeczenia (co potem zdazylo mi sie jeszcze 2 razy na tym obozie). Podczas wbiegania nie mialem siły wiec kolega zaproponował zebym sie potrzymał jego pasa , on mnie troche pociagnie.
Po jakis 10 metrach potknął sie , ja nie mialem siły go puscic i razem upadliśmy.Jak kazdy pewnie sie domysla nie zmiescilismy sie w czasie.
Na gorze czekało nas jeszcze 5 minut stania na kosciach na ulicy. Tyle ze kazdego "waliło" to czy dostanie pasem czy nie - wiekszosc miala kolana na ziemi i dostawała niezłe baty pasem - ale bolu nie czulismy .
Potem jeszcze raz cała zabawa z gorka płaczy i z 1,5 km biegiem - tyle ze juz nie na czas. Ostatnia osoba przybiegła po jakis 20 minutach.
Na nastepny dzien mielismy ponowienie całej "akcji" tyle ze mi udało sie dotrzec 2 razy pierwszy - po dotarciu na szczyt , "wyrobieniu normy", zbiegalem i wciagalem innych tak jak i inni moi koledzy.
Wbrew pozorą to był najlepszy oboz w moim zyciu. Bardzo bym chcial jeszcze raz na taki pojechac -sprawdzic sie.Wam tez zycze takich obozow
Pozdrowienia