Rozmawiamy z Maciejem Wiśniewskim, współzałożycielem i prezesem firmy AlgaeLabs, która opracowała nową technologię produkcji naturalnej astaksantyny
Kiedy powstała AlgaeLabs? Najpierw był pomysł czy najpierw była firma?
Najpierw był pomysł. Tak naprawdę jeszcze przed założeniem firmy założyliśmy fundację pod tą samą nazwą. I w fundacji robiliśmy pierwsze bioreaktory i pierwsze wstępne badania, a firmę założyliśmy stricte pod inwestora.
Od razu skupiliście się Państwo na astaksantynie?
Tak. Później wyszły wątki poboczne, które na razie są schowane na później. Ale na początku skupiliśmy się na astaksantynie i naszym Heamatococcusie czyli zielenicy.
Co to jest astaksantyna?
To jest tak naprawdę najsilniejszy przeciwutleniacz. Jest to teoretycznie panaceum na wiele chorób.
Naprawdę wykorzystuje się ją w medycynie?
Musimy odróżnić dwie rzeczy. Suplement diety i środek medyczny. To są dwa różne środki, dwa różne zastosowania. Jako suplement diety astaksantyna jest na rynku co najmniej od początku lat 80. Swego czasu była produkowana przez Cyanotech. To największa firma, która produkuje na Hawajach.
Trafiłem na nich w internecie
No właśnie. To spółka akcyjna, więc publikują swoje sprawozdania rok po roku. Można robić do nich porównania i zobaczyć, jak się rynek kształtował, jaka była cena astaksantyny. Oczywiście, jeśli komuś chce się czytać 150 stron raportu.
Po Cyanotechu była Fuji Chemicals, przy czym Japończycy też zrobili sobie fabrykę na Hawajach. I jeszcze w latach 80. powstał w Szwecji AstaReal. Przy czym AstaReal bardzo się różnił od Cyanotechu i Fuji Chemicals dlatego, że Cyanotech i Fuji produkują w open pondach, czyli tak naprawdę w płytkich stawach, w których namnaża się glony. Dlatego Hawaje są dobrym miejscem, bo praktycznie przez 365 dni w roku temperatura nie spada tam poniżej 20 stopni, nasłonecznienie jest tam też całkiem dobre, a ponadto Hawaje się najbardziej oddalonymi wyspami od zwartego lądu.
Nie ma zanieczyszczeń
Nie ma zanieczyszczeń, ale przede wszystkim zanieczyszczeń mikrobiologicznych. Dlatego, że jeśli zaszczepimy Haematococcusem staw w Polsce, gdzie w zasięgu ręki są setki innych glonów, które mogą też żyć w tym samym stawie, to Haematococcus zostanie zagłuszony przez inne szczepy. A tam da się to robić w open pondach, bo nie ma tam innych alg, które zagłuszyłyby tą hodowlę w otwartych stawach.
Ale widziałem ostatnio informację, że Cyanotec zaraportował gorsze wyniki finansowe, gdyż były niekorzystne wiatry i tym podobne zdarzenia. Czyli te otwarte stawy są wrażliwe na tego typu zjawiska.
To jest właśnie główny minus otwartych hodowli. Są wrażliwe na warunki zewnętrzne. Tyle, że to jest najtańszy sposób hodowli. Do wykopania stawu wystarczy koparka i trochę folii, by woda nie przeciekała. Do tego jakieś mieszadło. Ale tak naprawdę koparka wystarczy, żeby założyć hodowlę. Natomiast zamknięte systemy, to nad czym my pracujemy, to są wydatki inwestycyjne. Trzeba zamknąć, uszczelnić, odgrodzić od warunków zewnętrznych, oświetlić, ogrzać. To są nie dość, że wydatki inwestycyjne, to jeszcze operacyjne. Trzeba zużyć dużo więcej energii na obsługę takiego systemu.
Zalety to po pierwsze czystość. Jest nieporównywalna z systemami otwartymi....
Czyli tutaj w grę wchodzą zastosowania medyczne i farmaceutyczne?
Zdecydowanie. Z tym, że, powiedzmy sobie szczerze, tamte astaksantyny [z otwartych hodowli – red.] też można wykorzystać, dlatego, że tutaj nie decyduje proces samego namnażania alg tylko proces ekstrakcji. Zależy od tego, z jaką czystością i powtarzalnością przeprowadzasz proces ekstrakcji astaksantyny z biomasy. Tak że tutaj nie ma różnicy, w jakim systemie to namnażasz. Ale czystość tego, co się namnaża czyni różnicę. Jak w systemie zamkniętym zaszczepisz jednym szczepem, to tam nie ma prawa nic innego się pojawić.
Jak rozumiem Państwo macie system zamknięty i zrobiliście coś takiego, co czyni go lepszym od innych systemów zamkniętych?
Tak. Tak nam się wydaje, że znaleźliśmy dużo fajniejszy system fotobioreaktorów, który może szybciej, lepiej i z większą wydajnością namnażać biomasę.
Czyli jesteście w stanie pobić konkurencję pod względem kosztów?
Tak. I na tym się skupiamy. Na koszcie wytworzenia.
W 2011 roku ukazał się artykuł, którego autorzy twierdzą, że w ich systemie zamkniętym, po – teoretycznym – przeskalowaniu do 900 kg rocznie, koszty produkcji kilograma astaksantyny spadają do siedmiuset kilkudziesięciu dolarów. Stwierdzili, że to dobra wiadomość, bo astaksantyna naturalna byłaby konkurencyjna wobec syntetycznej. Jesteście też w stanie osiągnąć taki poziom kosztów produkcji?
Tak. Wszystko fajnie. Nie wiem, jak im to przeskalowanie wyszło i komu. Jeśli chodzi o koszt produkcji to jesteśmy w stanie zejść mniej więcej do takiego poziomu. Jednak abstrahując od kosztów produkcji to nikomu nie opłaca się schodzić do takiej ceny sprzedaży.
Zapotrzebowanie jest spore?
Zapotrzebowanie jest spore i rośnie.
A wracając do wyrobu medycznego a suplementu diety. Suplement diety to jest właśnie to, że bierzesz pigułkę z astaksantyną i to jest na wszystko. Na wypadanie włosów, refluksy.... to likwiduje wolne rodniki. Jak każdy antyoksydant. Tak naprawdę wszystkie choroby zwyrodnieniowe... Polega to na tym, że w naszym organizmie jest zbyt dużo wolnych rodników, które uszkadzają komórki szybciej, niż organizm jest w stanie sobie z tym poradzić. Masz więc taką pigułkę i ona działa działa właśnie na to wszystko.
Natomiast wyrób medyczny jest obłożony znacznie większymi obostrzeniami. Gdy masz wyrób medyczny to musisz mieć napisane czemu on służy, na jakie schorzenia działa. To musi być poprzedzone badaniami klinicznymi. W Europie przyjmuje się, że dzienna dawka astaksantyny dla człowieka to 4 miligramy na dzień. Jeśli nawet wiesz, że gdy ją 10-krotnie zwiększysz to ona będzie miała jakieś skutki medyczne, to dopóki nie przeprowadzisz badań, to to może służyć co najwyżej jako suplement diety.
Są obecnie prowadzone badania kliniczne. Nad bardzo różnymi zastosowaniami astaksantyny. Mieliśmy u siebie na stażu doktora z Akademii Medycznej. Robił dla nas reasearch dotyczący tego, nad jakimi zastosowaniami astaksantyny są obecnie prowadzone badania kliniczne. Okazało się, żę badają ją pod kątem wszystkiego co możliwe, a nawet więcej....
Czyli rynek może się tylko zwiększyć?
Tak. Dokładnie.
Ale AlgaeLabs nie interesuje, do czego ktoś chce wykorzystać astaksantynę. Po prostu dostarczacie ją klientowi?
Tak. Oczywiście. Nie jesteśmy nawet w stanie przebić się na rynek z pigułką. To są zbyt duże koszty marketingowe.
Co do kosztów samego funkcjonowania. Wspominał Pan, że macie sponsora. Spotykaliście się też Państwo z przedstawicielami Banku Światowego...
Z Bankiem Światowym rozmawialiśmy ogólnie. Oni prowadzili badania na temat współpracy nauki i biznesu w Polsce. To nie miało nic wspólnego z naszym finansowaniem. Mamy złożony grant do NCBR (Narodowe Centrum Badań i Rozwoju), zobaczymy co z tego wyjdzie. To są też całkiem niezłe pieniądze w skali Polski przeznaczone na współpracę nauki i biznesu. Zazwyczaj jest konsorcjum uczelni i przedsiębiorcy. Co do zasady NCBR w 100% finansuje koszty uczelniane, w dużym stopniu koszty badań po stronie przedsiębiorcy i ma się to zakończyć wdrożeniem rynkowym. Będziemy się też ubiegać o pieniądze z Horyzontu 2.20. To granty bardziej naukowe robione bezpośrednio przez Brukselę.
Jeśli nie będzie problemu z finansowaniem to kiedy moglibyście Państwo ruszyć z produkcją przemysłową?
Zakładamy, że w rok, półtora.
Jesteście nastawieni wyłącznie na produkcję astaksantyny czy również na sprzedaż własnego systemu do jej produkcji?
Na razie pomysł biznesowy jest na astaksantynę. Chociaż sam system nie jest tylko dla astaksantyny. W nim można hodować też spirulinę i wszystkie glony. Natomiast na razie jest taki pomysł. Zobaczymy, jak to będzie szło. W razie gdyby co, to możemy sprzedawać też same fotobioreaktory. To też jest niezły biznes.
Macie już Państwo patent na swój pomysł?
Mamy złożony wniosek patentowy w USA. W ciągu 9 miesięcy będziemy mieć patent w USA. Zaczynamy od Stanów, to podstawa. Jak nikt nie zakwestionuje samego patentu w Stanach to nie zakwestionuje go nigdzie na świecie.
Z Państwa materiałów wynika, że wydajność jednego systemu to 7 kg astaksantyny miesięcznie...
Tak.
Rozumiem, że to rozwiązanie skalowalne i można takich systemów ustawić dowolną ilość?
Tak. O to chodzi, że tutaj jest też skalowalność. Nie trzeba się od razu rzucać na wielką instalację.
Jakie jest obecnie zapotrzebowanie na astaksantynę?
Tego nikt nie przelicza na kilogramy. O ile dobrze pamiętam, to obecna wartość rynku astaksantyny wynosi 12 miliardów USD.
Większość, jak się domyślam, to suplementy diety, żywienie rybek...
Tak. Żywienie rybek to jest jeszcze bardziej poważny biznes niż suplementy diety. Z tym, że większość rybek jest żywiona syntetyczną astaksantyną.
Jaka jest różnica pomiędzy syntetyczną a naturalną? Związek jest ten sam, więc musi wyglądać tak samo, prawda?
Tutaj chodzi o stereoizomerię. Związek fizyczny i chemiczny jest ten sam. Jeśli te stereoizomery ze sobą zmieszamy, to są one chemicznie i fizycznie nie do rozdzielenia. Tylko organizmy żywe są w stanie odróżnić steroizomery i jeden zasymilować, a drugiego nie. Na przykład mało kto wie, ale mentol, czyli olejek przenoszący smak mięty oraz olejek przenoszący smak kminku to są swoje steroizomery. Fizycznie i chemiczne to jest ten sam związek.
Astaksantyna ma dwa centra chiralności, czyli ma cztery steroizomery. One zawsze są w takiej samej proporcji. Gdybyśmy np. chcieli sztucznie wytwarzać smak mięty, to wyszła by mieszanina smaku kminku i mięty. Nikt tego nie kupi, bo poszukiwany jest albo smak kminku, albo mięty. W przypadku astaksantyny mamy mieszaninę czterech różnych steroizomerów. A na organizmy kręgowców od ryb wzwyż w praktyce działa jeden stereoizomer.
Jak rozumiem, można go uzyskać tylko drogą naturalną?
W sposób naturalny można uzyskać też astaksantynę, która na człowieka nie działa. Ale tak. Na świecie uzyskuje się ten najlepszy steroizomer tylko drogą naturalną. Sztucznie wytworzona astaksantyna to mieszanina wszystkich czterech steroizomerów, zatem jej 1 gram ma moc antyoksydacyjną czterokrotnie mniejszą niż gram wyłącznie tej astaksantyny, która działa na człowieka. Dlatego też do spożycia przez człowieka jest dopuszczona tylko i wyłącznie naturalna. Syntetyczną używa się przede wszystkim jako kolorant do łososia. Bo to jest główne zastosowanie astaksantyny.
Obecnie...
Tak, ale sądzę, że to się nie zmieni. W handlu można spotkać też np. pstrąga a'la łosoś. To pstrąg, który ma różowe mięso. A to dlatego, że go też skarmiają astaksantyną. Ten kolor nie pochodzi z niczego innego.
Dziki łosoś ma mięso żółto-brązowe, jak inne ryby. Różowe mięso ma przez skarmianie astaksantyną. Jakbyśmy karpia zaczęli skarmiać astaksantyną, to też miałby różowe mięso. Tak że zastosowanie astaksantyny w aquakulturze wychodzi poza łososia. Tutaj chodzi o kolor mięsa, ale hodowcy zauważyli, że łosoś karmiony astaksantyną rośnie szybciej, a cała populacja jest zdrowsza.
Nikt nie będzie więc karmił łososia naturalną astaksantyną, bo jest zbyt droga?
Dokładnie. Po to właśnie jest produkowana syntetyczna astaksantyna. Żeby karmić ryby. Bo do suplementów diety nie jest dopuszczona.
Czy ktoś produkuje naturalną astaksantynę z czegoś innego niż glony?
Tak.
Z glonów można uzyskać 40 gramów astaksantyny z kilograma, prawda?
Tak. Z innych źródeł jest dużo mniej. Ale na przykład w Chinach produkuje się astaksantynę z kryla i krewetek. Oczywiście kryl i krewetki nie wytwarzają astaksantyny. Żywią się wytwarzającymi ją glonami Haematococus pluvialis, dlatego mają różową skorupkę. Jest więc fabryka krewetek, a ze skorupkami nie ma co robić, bo to w większości niestrawna chityna. I w Chinach z tego odpadu ekstrahują astaksantynę. To jest opłacalne tylko i wyłącznie dlatego, że mamy odpad, z którego można coś wycisnąć.
Astaksantynę produkuje się też z drożdży. Wytwarzają one tylko prawoskrętną astaksantynę, która jest dopuszczona wyłącznie do aquakultury. Uzyskuje się z nich dużo mniej astaksantyny niż z glonów, ale produkcja jest opłacalna, bo drożdże jest dużo łatwiej hodować niż glony. A dodatkową zaletą tej hodowli jest fakt, że jak taką astaksantyną skarmimy łososia, to możemy napisać, że barwnik pochodził ze źródeł naturalnych. To dobrze brzmi marketingowo.
Astaksantynę produkują też bakterie, ale w tak znikomych ilościach, że nie słyszałem, by ktokolwiek wykorzystywał tę metodę.
W Polsce ktoś produkuje astaksantynę?
O ile mi wiadomo, to nie.
Macie więc Państwo szansę zmonopolizować polski rynek.
Na polski rynek nie ma się co nastawiać. Jest za mały. Dlatego też na początek nastawiamy się na najważniejszy rynek – USA.
Źródło: Naukowy.pl