Mam pytanko do Was jako ćwiczących Karate i siedzących w temacie.
Czytałem sobie wywiad z Masutatsu Oyama na TEJ stronie.
Jest tam taki fragment
- Miał pan kilku uczniów, którzy zdradzili. Przykładem może być pewien Koreańczyk, tak bardzo wpatrzony w pańską osobę, że nawet przybrał nazwisko Oyama. Teraz człowiek ten żyje w Stanach Zjednoczonych i w otwartej przez siebie szkole naucza stylu o nazwie Oyama karate. Z tego co wiadomo, nie wiedzie mu się jednak zbyt dobrze. Chciałbym zapytać, co pan czuł, kiedy pana zdradzano?
- Ból, jakiego doznawałem, wiele mnie nauczył. Cierpienie oczywiście nasuwało pytania, dlaczego uczyłem, kochałem i chroniłem taką osobę. Bardzo możliwe, że potrafiłbym takiego człowieka zgnieść. Ogarnia mnie jednak smutek. Nic nie daje pogoń za istotą ludzką, która zdradziła, a co dobrego może przynieść jej zniszczenie? Wszyscy znamy historię Juliusza Cezara i zdradę dokonaną przez jego przyjaciela i ewentualnego następcę - Brutusa. Brutus w końcu popełnia samobójstwo, bo chociaż oszukany cierpi, zdrajcy też często nie wiedzie się dobrze. Znam kilka takich przypadków.
Czy ktoś może mi wyjaśnić o jakiego koreańczyka chodzi?
Wg. mojej (lichej) wiedzy twórcą Oyama Karate jest Shigeru Oyama, który jest Japończykiem,a od jego rodziny Masutatsu przyjął nazwisko kiedy przeniósł się do Japonii.
Jeśli to błędne informacje to niech mnie ktoś poprawi.