Skocz do zawartości


budo_marcind

Rejestracja: Ponad rok temu
Poza forum Ostatnio: --
-----

Moje tematy

Kung Fu vs. Muay Thai na początku wieku

Ponad rok temu

Poniewaz powstal watek na temat walczacych kungfiarzy na poczatku XX w., to ja chcialem jeszcze cos na ten temat dorzucic. Coz, to tez bedzie raczej gwozdz do trumny.

http://members.tripo...e69/index6r.htm

Marcin

Molestowanie seksualne, a system prawny (b. dlugie)

Ponad rok temu

Oto artykul jaki ukazal sie w Gazecie Wyborczej:

"Ręce przy sobie, dyrektorze!

Agnieszka Kublik (13-06-02 23:00)

Magda X. twierdzi. że była molestowana seksualnie przez swojego szefa. Prokurator umorzyła jednak dochodzenie, bo Magda "nie zaangażowała się cieleśnie", a poza tym ma "negatywny stosunek do mężczyzn".
"Chwycił mnie obiema rękami za uda, trzymając mnie ciągle od tyłu. Następnie chwycił mnie za krocze, poprzez spodnie tarł ręką po kroczu, następnie usiłował wsunąć rękę do spodni". To fragment protokołu przesłuchania Magdy X., molestowanej przez szefa - Piotra P., dyrektora w Towarzystwie Ubezpieczeniowym Winterthur Życie SA.
Chociaż są świadkowie potwierdzający zeznania Magdy X., prokuratura umorzyła dochodzenie. Dziś to Winterthur Życie SA ciąga Magdę X. po sądach. A dyr. Piotr P.? P. ma się dobrze, by nie powiedzieć świetnie. Właśnie awansował na szefa państwowej firmy (związanej z Pocztą Polską). Jak to możliwe? By to wyjaśnić, trzeba historię opowiedzieć od początku.
Dyrektor P.: Albo mi da..., albo ją... z pracy!
Magda X. (rocznik 1975 r.), szczupła blondynka o dziewczęcej urodzie w maju 1999 r., na ostatnim roku studiów na Uniwersytecie Warszawskim dostała pracę w wielkiej zachodniej firmie - Towarzystwie Ubezpieczeniowym Winterthur Życie SA.
Dziś mieszka w Wielkiej Brytanii, przygotowuje tam doktorat. - Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście - tak wspomina tamtą chwilę - gdybym wiedziała, jak to się skończy, powiedziałabym "nie, dziękuję".
Magda podpisała z Winterthurem umowę na pracę na trzy miesiące, potem przedłużoną o kolejne trzy miesiące (do listopada 1999 r.). Pracowała jako specjalista ds. kontroli w departamencie handlowym. We wrześniu jej bezpośredni szef Piotr P., po pięćdziesiątce, jeden z dyrektorów wezwał ją do siebie. Usłyszała, że jej umowa zostanie przedłużona na następne trzy miesiące.
- Powiedział, że postanowił mi dać szansę: albo się dostosuję do grupy, albo odejdę z firmy. Zdziwiłam się, bo byłam lubiana, swoje obowiązki wykonywałam bez zarzutu. A podczas rozmowy kwalifikacyjnej dyr. P. obiecał, ze już po trzech miesiącach firma podpisze ze mną umowę na czas nieokreślony.
Dwa dni później Magda rozmawiała z kolegą z pracy Krzysztofem K. (jeden z dyrektorów regionalnych). - Spojrzał na mnie ironicznie i zapytał: "Naprawdę nie wiesz, o co chodzi?" Powiedział, że był świadkiem, jak dyrektor Piotr P. mówił: "Daję jej trzy miesiące, albo da mi d... albo ją wyp ...dę z pracy!". Krzysztof K. to samo napisał potem w oświadczeniu i zeznał przed prokuratorem oraz w sądzie.
Szkolenie: krzyczałam, żeby mnie nie dotykał
Niedługo potem dyr. Piotr P. kazał Magdzie jechać na wyjazd szkoleniowy, choć wcześniej wręcz jej tego zakazywał. I to właśnie tam, w Białobrzegach pod Warszawą, 4 października 1999 r. wieczorem, już po szkoleniach i uroczystej kolacji...
Z zeznań Magdy X.: "Nagle, gdy Piotr P. znalazł się z tyłu mnie, objął mnie rękoma w połowie tułowia, blokując jednocześnie moje ręce. Polegało to na przyciśnięciu moich rąk do mojego tułowia. Od dyr. P. było czuć woń alkoholu. P. zmusił mnie swoim ciężarem do pochylenia. Poprawiam. Najpierw P. chwycił mnie obiema rękami za uda, trzymając mnie ciągle od tyłu i dłonie przesuwał po moich udach w kierunku krocza. Piotr P. w tym czasie śmiał się i wyglądało, że sprawia mu to dobrą zabawę. Następnie chwycił mnie za krocze, poprzez spodnie tarł ręką po kroczu, a następnie usiłował wsunąć rękę do moich spodni. Prostuję: pod moje spodnie. Jednocześnie Piotr P., trzymając mnie od tyłu, swoim ciężarem zmusił mnie do pochylenia się i zaczął wykonywać ruchy sprawiające wrażenie, że się ze mną kocha w pozycji od tyłu. Wszystko to widziała Agata A. [asystentka dyr. handlowego w firmie - red.], która stała w odległości od nas ok. jednego metra. Ja podczas ataku usiłowałam mu się wyrwać i krzyczałam, żeby mnie nie dotykał i puścił. Pani A. podbiegła bezpośrednio do niego i krzyknęła: >Co Pan robi, panie dyrektorze?<".
Z protokołu przesłuchania Agaty A.: "Dyr. P. zaszedł ją od tyłu i położył jej ręce na brzuchu. Magda X. natychmiast odskoczyła od dyr. P., mierząc go surowym wzrokiem. Z tego co pamiętam, nie doszło między nimi do wymiany zdań. W momencie kiedy dyr. P. trzymał swoje ręce na brzuchu Magdy X. ja powiedziałam do niego >Panie dyrektorze, ja nie mogę na to patrzeć, co pan robi?. (...) Do zeznań chcę dodać, że ręce - dłonie dyr. P. ułożone były na brzuchu, lecz palce skierowane w kierunku krocza. Byłam w tedy w odległości do 2 m. od Magdy X. i całe zdarzenie widziałam dobrze. Zeznaję ponadto, że dyr. P. w pracy był osobą energiczną, czasami używał słów wulgarnych w stosunku do Magdy X. Dyr. P. używał również słów wulgarnych wobec innych osób".
Pracownice: dyrektor P. obrażał
Co było dalej? Nietrudno zgadnąć. 18 października Magda X. dostała pismo z kadr: "Niniejszym informuję, że umowa o pracę zawarta na czas określony do 3 listopada 1999 r. nie zostanie przedłużona". Powód? Nie podano.
- Postanowiłam poinformować o całym zajściu prezesa firmy Pawła S. - opowiada Magda. - Powiedział, że wie o wszystkim i zapytał, czy mogłabym złożyć pisemne oświadczenie.
25 października złożyła skargę na ręce prezesa Pawła S.: "Pan dyrektor P. dopuścił się wobec mnie naruszenia mojej nietykalności cielesnej poprzez dotykania moich intymnych części ciała, wbrew mojemu wyraźnemu sprzeciwowi".
Oświadczenia na piśmie złożyło też kilkoro pracowników .
Agata A. (bezpośredni świadek): "Ja Agata A. oświadczam, iż dyrektor P. dopuścił się naruszenia nietykalności cielesnej wobec Magdy X., pozostającej wobec niego w stosunku podległości służbowej poprzez publiczne molestowanie seksualne, co wyrażało się dotykaniem jej intymnych części ciała".
Dyr. Krzysztof K.: "Ja Krzysztof K. oświadczam, że będąc na odprawie u dyr. handlowego Rafała U., usłyszałem stwierdzenie powiedziane przez przełożonego p. Piotra P., które brzmiało następująco: >Daję Magdzie X. ostatnią szansę. Albo się ona zorientuje, o co mi chodzi, da dupy i przedłużę jej umowę o pracę albo ją wyp... z pracy<. Stwierdzenie to padło w kontekście przyszłego wyjazdu na odprawę dyrektorów oddziałów w Polsce firmy do Białobrzegów. Wyjazd był zaplanowany na początek października 1999 r.".
Barbara N., Zofia R.: "My niżej podpisane zatrudnione jako recepcjonistki w firmie czujemy się zobowiązane poinformować pana prezesa o zachowaniu dyr. P., które nie jest adekwatne do stanowiska, jakie pełni w firmie. Kilkakrotnie będąc na recepcji, w obecności gości głośno używał wulgaryzmów takich jak: >cip..<, >gruba dupa<, >stara dziwka<, >k...a<. Tymi określeniami obrażał pracowników Centrali, agentów i wyżej postawione osoby. Uważamy, że dyr. P. jest osobą, która nie reprezentuje godnie firmy, i dlatego czujemy się zobowiązane do poinformowania o zaistniałych sytuacjach".
W firmie zrobiło się głośno o zajściu w Białobrzegach. Magda pamięta, że ludzie z firmy opowiadali po korytarzach, że "szef o mało nie zerżnął jej na parkiecie". Wszczęto wewnętrzne dochodzenie.
Tak to opisuje w liście do "Super Expressu" Anna Bereza, specjalista ds. public relations: "Niezwłocznie po złożeniu skargi nasza firma poprosiła panią Magdę X. o przedstawienie odpowiednich dowodów. Natychmiast po ich złożeniu i co za tym idzie potwierdzeniu skargi przez świadków, potraktowaliśmy sprawę bardzo poważnie i natychmiast zareagowaliśmy. W chwili kiedy dowiedzieliśmy się o tym przypadku, najistotniejsza była dla nas szybka reakcja. Reakcją tą było natychmiastowe zwolnienie osoby winnej z obowiązku świadczenia pracy oraz zakaz dla tej osoby wstępu do naszego biura. Ponadto, pomimo to, że osoba, która dopuściła się molestowania, była w owym momencie bardzo ważnym i doświadczonym pracownikiem, pracującym dla nas od kilku lat, pozostaliśmy na naszym stanowisku i konsekwentnie utrzymaliśmy decyzje przez nas podjęte".
Po tej sprawie TU Winterthur Życie SA dodało do regulaminu pracy dwa nowe punkty: że pracodawca ma obowiązek "zapobiegać przypadkom molestowania seksualnego"; oraz że pracownik jest obowiązany poinformować przełożonego o przypadkach molestowania seksualnego. Co jest pośrednim dowodem, że firma uznała, iż do molestowania doszło.
Prezes: Magdę zwalniamy od dziś, dyrektorowi płacimy do marca
Anna Bereza zapomniała jednak podać kilku interesujących szczegółów. 25 października, a więc tego samego dnia, kiedy Magda poinformowała prezesa S. o wydarzeniach w Białobrzegach, prezes mailował do członka zarządu Agnieszki Tober-Buszman: "Aby zakończyć wszystkie nasze dyskusje o Magdzie X. i Piotrze P., informuję panią o podjęciu następujących decyzji:
1. Magda X. nie będzie już pracować w naszej firmie. Od dziś nie jest już zatrudniona w firmie.
2. Piotr P. dziś złoży rezygnację z datą. 1.12.1999 r. i otrzyma wynagrodzenie za okres do marca. Pozostanie naszym pracownikiem do 20 listopada 1999 r., by mógł przekazać swoje obowiązki. Od 20 listopada weźmie urlop i nie powróci więcej do naszej firmy".
A więc Magda musiała odejść z firmy natychmiast, wcześniej niż wynikało to z umowy. 26 października została "zwolniona z obowiązku świadczenia pracy". A dyrektor P. jeszcze przez cztery miesiące otrzymywał pensję (a przez miesiąc przychodził do pracy)!
Poza tym dyrektor odszedł za porozumieniem stron, co znaczy, że w papierach nic nie ma o jego winie. Formalnie jest czysty. Znalazł zresztą pracę w innym towarzystwie ubezpieczeniowym.
Zwolnienie dyrektora P. budziło w firmie wątpliwości. 26 października dyrektor ds. sprzedaży Rafał U. napisał do prezesa Pawła S.: "Po przemyśleniu sprawy doszedłem do wniosku, że zachowanie się p. P. zasługuje na potępienie, jednak nie możemy pozwolić sobie na utratę pana P. (...) Pan P. jest osobą o kluczowym znaczeniu dla naszej firmy (jego kompetencja i lojalność była wielokrotnie potwierdzana)".
Magda szuka pracy, mecenas pisze do prezesa
Ten sam dyr. Rafał U. wystawił Magdzie pozytywną opinię: "Sumienny pracownik, zaangażowany w realizację zadań firmy. W stosunku do współpracowników wykazywała się dużą kulturą osobistą i chęcią współpracy. Wierzę, iż współpraca z panią Magdą X. może wnieść wiele korzyści dla firmy, która ceni lojalnych i sumiennych pracowników". Magda: - Nie chciał, żebym miała problemy ze znalezieniem pracy. Ta opinia miała mi pomóc.
Ale Magda pracy nie znalazła: - Nie potrafiłam zaufać ludziom. Starałam się przezwyciężać lęki, chodziłam do psychoanalityka. W lutym trafiłam do szpitala z powodu nerwicy.
Pomoc znalazła w Centrum Praw Kobiet, gdzie w czasie studiów pracowała jako wolontariuszka. Urszula Nowakowska, szefowa Centrum: - Jeszcze kilka miesięcy po zdarzeniu Magda była nerwowa, przeżywała to, co ją spotkało.
W tym samym czasie Magda spotkała mecenasa Andrzeja Rogoyskiego. Postanowiła nie zostawiać sprawy. - Powiedziałam adwokatowi: "Chcę walczyć o swoje prawa. Ale jeszcze bardziej chcę pokazać innym dziewczynom, że nie mogą dać się traktować swoim szefom i firmom, jak szmaty".
W sierpniu 2000 r. mec. Rogoyski napisał do Paula Rz., prezesa centrali Winterthur w Szwajcarii. Zażądał dla swojej klientki odszkodowania 7 mln zł. Według niego, władze polskiej filii wiedziały, że w firmie zdarzają się przypadki molestowania, a jednak nie przeciwdziałały temu (dopiero po skardze Magdy X. firma zmieniła regulamin pracy). Dowodem, że przypadek Magdy nie był pierwszym w firmie, jest pisemne oświadczenie dyr. Krzysztofa K.: jedna z pracowniczek skarżyła mu się, iż jeden z członków zarządu firmy proponował jej, że "w zamian za utrzymywanie kontaktów seksualnych otrzyma lepiej płatną pracę".
Krzysztof K. nie pracuje już w firmie, z powodu tego oświadczenia ma dziś sprawę w sądzie - wspomniany członek zarządu zarzuca mu "naruszenie godności i dobrego imienia". Wymieniona przez niego pracowniczka firmy zaprzeczyła jego słowom na piśmie. I pracuje do dziś.
Mec. Rogoyski poinformował Szwajcarów o stanowisku swojej klientki, że jeśli "nie uzyska satysfakcji ze strony firmy, zdecyduje się ujawnić swoją tragedię, przedstawiając fakty na konferencji prasowej z udziałem organizacji zwalczających problem molestowania seksualnego, a także złożyć pozew w sądzie".
Winterthur Życie kontra Magda X.
Co firma na to? Prezes Paweł S. do Michaela L. z centrali w Szwajcarii: "Odmawiać zawierania jakichkolwiek transakcji. Każda taka transakcja stanowiłaby precedens i mogłaby prowadzić do następnych w przyszłości. Działać agresywnie, grożąc naszym >przeciwnikom< procesami sądowymi w przypadku dostarczania komukolwiek fałszywych informacji, mogących zaszkodzić renomie Firmy".
A konkretnie? Trzy pozwy cywilne. Dwa w październiku 2000 r. w sądzie okręgowym w Siedlcach przeciw Magdzie: jeden w imieniu prezesa Pawła S., drugi Winterthur Życie SA. Co ciekawe, w obu pismach reprezentująca firmę mec. Alina Kozieradzka potwierdza, że w firmie doszło do molestowania seksualnego! Trzeci pozew został złożony w gdańskim sądzie przez wspomnianego już wyżej członka zarządu przeciwko Krzysztofowi K.
Firma domagała się od sądu, by zakazał Magdzie X. "naruszania renomy i dobrego imienia spółki poprzez wyrażanie bądź rozpowszechnianie opinii o tolerancji dla molestowania seksualnego w firmie". Zarzuciła Magdzie naruszenie swych dóbr osobistych.
Sprawa w Gdańsku zbliża się do końca, wyrok może zapaść latem. W Siedlcach sąd musi jeszcze przesłuchać świadków zgłoszonych przez adwokatów Magdy.
Magda X. przeciwko Piotrowi P.
Pod koniec października 2000 r. Magda powiadomiła prokuraturę rejonową w Legionowie o przestępstwie molestowania seksualnego przez Piotra P.
Po roku, we wrześniu 2001 r. dochodzenie w prokuraturze zostało prawomocnie umorzone.
Prokurator: dyrektor P. nie nadużywał stosunku zależności
Dlaczego? Skoro sama firma przyznała, że do molestowania doszło, skoro jest bezpośredni świadek, który widział, jak zachowywał się dyrektor P., a inny świadek słyszał zapowiedź dyrektora P. pod adresem Magdy?
Kodeks karny nie zawiera artykułu o przestępstwie wprost nazwanym molestowaniem seksualnym. Prokurator szuka więc artykułów opisujących sytuację zbliżoną. Są dwa takie artykuły: 197 par. 2 i 199.
Prokurator Irena Lipińska wszczęła dochodzenie z art. 197 par. 2 kk: "Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, doprowadza inną osobę do poddania się innej czynności seksualnej albo wykonania tej czynności, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat".
Art. 199 kk brzmi tak samo, zawiera jeszcze warunek "nadużycia stosunku zależności".
Dlaczego prokurator Lipińska nie wykorzystała tej drugiej możliwości?
Z jej postanowienia o umorzeniu dochodzenia: "Odnosząc się do użytych przez pokrzywdzoną sformułowań >nadużycie stosunku zależności< i >molestowanie seksualne< stwierdzić należy, iż wprawdzie istniał między nią a dyr. P. stosunek zależności wynikający z relacji pracodawca-pracownik, a ściślej przełożony-podwładny w pracy, to jednak w dowodowym zachowaniu dyr. P. nie sposób dopatrywać się nadużycia tego stosunku zależności. W sposób wyraźny nie uczynił on użytku ze swojej pozycji wobec >ofiary<, jaką jawi się Magda X. Nawet w sposób opisany przez samą pokrzywdzoną nie było w jego zachowaniu bezpośredniego lub dorozumiałego okazania pokrzywdzonej, że odmowa z jej strony pociągnie negatywne konsekwencje służbowe".
A przecież prok. Lipińska wiedziała, że dyr. P. przed wyjazdem do Białobrzegów, mówił publicznie, bo na naradzie dyrektorów, że "jak Magda X. mu nie da d..., to ...". Przecież wiedziała, że potem wyciągnął "negatywne konsekwencje służbowe".
I co tu jest do do rozumienia?
Dyrektor P. nie przyznał się. Z uzasadnienia umorzenia: "Nie przyznał się do dotykania Magdy X. podczas jej wyjazdu do Białobrzegów. Podniósł jednak, że Magda X. mogła mieć do niego pretensje, jako iż będąc jej przełożonym, decydował o zwolnieniu jej z pracy".
Prokurator nie zastanawia się, dlaczego firma uznała, że dyrektor jest winny molestowania i pozwoliła mu odejść na dobrych warunkach? Ignoruje też oświadczenie bezpośredniego świadka zdarzenia.
Prokurator: Bo nie zaangażowała się cieleśnie
Prok. Lipińska uznała, że jeśli nawet wersja Magdy jest prawdziwa, to do przestępstwa nie doszło, gdyż nie była ona "cieleśnie zaangażowana w tym wydarzeniu". Nie była cieleśnie zaangażowana?!
Prokurator podkreśla w uzasadnieniu, że do wersji Magdy trzeba się odnieść z dużą ostrożnością. Argumentuje - powołując się na opinię Teresy Cicheckiej, biegłej sądowej z zakresu psychologii - że Magda X. ma negatywne nastawienie do mężczyzn (niestety, biegła nie analizuje, czy Magda X. tak była nastawiona już przed, czy dopiero po tym, co się stało w Białobrzegach). Podejrzane wydaje się pani prokurator również to, że Magda X. już po wydarzeniu zabiegała o dalszą pracę w firmie...
Zadzwoniłam do prok. Lipińskiej. Zapytałam, dlaczego uznała, że Magda X. nie była "cieleśnie zaangażowana"?
Prok. Lipińska: - Nie widzę podstaw, by z panią na ten temat dyskutować.
- Czyż nie ma sprzeczności w tym: przyjmuje pani wersję Magdy X., która zeznała, ze P. dotykał i pocierał jej krocze a jednocześnie uznaje pani, że nie była ona cieleśnie zaangażowana?
- Nie wyjaśnię tego bliżej.
- Czy uważa pani, że ofiary molestowania są wystarczająco chronione przez prawo?
- Tak, absolutnie wystarczająco.
Mec. Rogoyski: - Materiał dowodowy, jaki przedstawiliśmy w prokuraturze, był wystarczający do postawienia zarzutu z art. 199 lub 197 par. 2 kk . A jednak sprawa została umorzona.
Dyrektor Piotr P. nie chciał rozmawiać z "Gazetą".
Informacja dla kobiet
Byłaś, jesteś molestowana, zgłoś się do Centrum Praw Kobiet
00-679 Warszawa, ul. Wilcza 60/19
tel/faks 652 01 17
e-mail: temida@medianet.com.pl
http://free.ngo.pl/temida
Imiona i inicjały bohaterów zostały zmienione"

Marcin

O nawracaniu (trochę OT)

Ponad rok temu

Od zarania ludzkosci istnieje w nas pragnienie przekonywania innych do wlasnych pogladow. Zwlaszcza w przypadku, gdy te poglady wywarly na nas duze wrazenie lub odegraly jakas istotna role w naszym zyciu.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego przez niektorych forumowiczow (z takimi opiniami tu sie spotkalem) takie zachowania odbierane sa jako wyraz kompleksow. Przeciez to wedlug mnie bzdura.

Marcin

Dlaczego trenuje Kung Fu?

Ponad rok temu

No wlasnie. Mysle, ze temat ciekawy. W kolo slyszy sie, ze nie warto tego cwiczyc, bo UFC udowodnilo... Mimo to znajduja sie entuzjasci tej sztuki walki. Dlaczego?

Skutecznosc tradycyjnego treningu

Ponad rok temu

Wlasciwie, to chcialbym kontynuowac dyskusje z atku zatytuowanego "YMAA", ale tam juz jest tyle stron i tak daleko dyskusja odbiegla od tematu, ze chyba sensownie jest rozpoczac nowy watek.

Marcin zwrócił uwagę, że w większości szkół kung-fu u nas (ale tak jest też gdzie indziej) ćwiczy się "tradycyjnie" i oprócz tego "do walki", przy czym w drugim przypadku jest to trening do walki w rękawicach, dostosowany zwykle do regulaminów sanda/sanshou. Ten drugi sposób treningu i walki nie ma wiele wspólnego z pierwszym (umiejętności teoretycznie rozwijane przez pierwszy sposób treningu nie są w praktyce weryfikowane). Więc gdy tacy zawodnicy wygrywają na zawodach nie świadczy to zupełnie o skuteczności tradycyjnego stylu który ćwiczą. Zwłaszcza, że są też tacy, którzy tradycyjnymi stylami się nie przejmują, przygotowując się tylko pod zawody sanda i dobrze im to wychodzi.

To, ze cwiczenie walki sportowej ma swoje wady, to zgoda. No bo regulamin walki znacznie ja zubaza i ogranicza. Ale poruszyles jeden ciekawy temat i wynikajace z niego wnioski. Mianowicie, ze wielu cwiczacych "tradycyjnie" czyli tak, jak im sie wydaje ze jest tradycyjnie, czesto wogole nie ma mozliwosci skonfrontowania swojwj wiedzy. A taka sytuacja troche przypomina sytuacje mistrza plywania nie wchodzacego do wody. Dla czlowieka postronnego pewne jest, ze ktos taki nie ma pojecia o plywaniu, bo nie da sie nauczyc plywac nie wchodzac do wody. W sztukach walki jest identycznie. Nie da sie nauczyc walczyc nie walczac. A biorac pod uwage wspolczesne realia, to smialo mozna stwierdzic, ze zdecydowna wiekszosc cwiczacych nie nauczy sie walczyc realnie. Tylko grupka zadymiarzy ma mozliwosc nauki tego.
No a taki sportowiec, pomimo ze umie walczyc tylko sportowo, zawsze juz cos ma. Bo przynajmniej sportowe techniki ma opanowane. W szczegolnosci jak trafi mu sie na ulicy przeciwnik, ktory nie bedzie go "niesportowo" atakowal, to taki sportowiec bedzie mial nad nim przewage. No a ten tradycjonalista, ktory nie ma mozliwosci zweryfikowania swojej wiedzy, de facto nie ma nic.
Zreszta, czy tak naprawde to wiekszosc z nas nie trenuje sportowo? Przeciez w naszych sparingach tez obowiazuja jakies zasady umowne, narzucone chciazby przeznasz moralny kosciec mowiacy, ze robic krzywde koledze z treningu, to za bardzo nie uchodzi. Bez zasad umownych chyba bysmy sie pozabijali. No a realna walka tych zasad jednak nie ma. To moze ten trening sportowy ma w pewnym sensie przewage?
Co o tym sadzicie?

Marcin

Forum: 2002 : 2003 : 2004 : 2005 : 2006 : 2007 : 2008 : 2009 : 2010 : 2011 : 2012 : 2013 : 2014 : 2015 : 2016 : 2017 : 2018 : 2019 : 2020 : 2021 : 2022 : 2023 : 2024