Szkoda stawiać barykad między ludźmi ćwiczącymi to samo (albo prawie to samo). W innych krajach ludzie ćwiczący różne odłamy ITF czy pokrewne mogą się spotykać na imprezach, wymieniać doświadczeniami, obserwować poziom innych. Rynek weryfikuje wszystko, a przy okazji każdy widzi, że koledzy z inną plakietką niekoniecznie mają rogi i kopyta. Marzy mi się to samo u nas., ale chyba nie doczekam (na razie tylko ludzie z ITF "koreańskiego" i z PUT spotykają się w Polsce na zawodach, i chyba obie strony są z tego zadowolone...)
Mój klub nie jest i nigdy nie był w PZTKD, choć sam kiedyś kilka lat ćwiczyłem w klubie zrzeszonym. Do dzisiaj mile to wspominam. Ostatnio byłem na szkoleniu interdyscyplinarnym dla trenerów z J. Jedutem - kawał solidnej roboty trenerskiej, odczucia jak najbardziej pozytywne, a przy okazji - miło było zobaczyć, że do wielu z pokazanych rzeczy też doszliśmy u siebie.
Myślę, że swoje miejsce w historii polskiego TKD ma i A. Bryl, i T. Łoboda, i J. Jedut. Każdy z nich w którymś punkcie historii dołożył się w jakiś sposób do jego rozwoju. Ja sam widzę np. u swoich ludzi w klubie takich, dla których TKD jest bliskie wizji Bryla, jak i takich, którzy bliżsi są temu, co robią władze dzisiejszego PZTKD - i też jedni i drudzy robią dobrą robotę. Tacy, co walą w papę niezależnie od tego, z kim walczą, i sławią imię TKD na ringach świata ;-) też są potrzebni. Tacy, którzy zachwycają techniką, albo robią dużą robotę organizacyjną - im również cześć i chwała.
Żyjmy i dajmy żyć innym