spoko, to juz tylko 2 dni, ale mi juz sie snil pride - walczyl Rickson i wygral :twisted: :wink:
Paweł Nastula znalazł słaby punkt Minotauro - nogi. - Długo ćwiczyłem dźwignie na stawy kolanowe i skokowe. Nie wiem co z tych treningów uda mi się zrealizować, ale spróbuję swojej szansy w ne-waza - mówi w dzisiejszym wywiadzie dla Życia warszawy Paweł Nastula. Swoją pierwszą walkę dla federacji Pride stoczy 26 czerwca.
Z Pawłem Nastulą, mistrzem olimpijskim w judo z Atlanty, szykującym się do walki w organizacji Pride, rozmawia Oskar Berezowski
Żarty już się skończyły. Jest Pan w Japonii, gdzie przyjechali wszyscy najgroźniejsi ludzie świata. Zawodnicy kickboxingu, zapaśnicy, mistrzowie jujitsu, sambo i judo. Między nimi Nastula – debiutant w starciach przedstawicieli różnych stylów w ringu. Nie boi się Pan?
Tylko ludzie bez wyobraźni się nie boją. Sztuka polega na tym, żeby tę adrenalinę, która zaczyna krążyć w żyłach, umieć wykorzystać. Ona musi wyostrzać zmysły, pomagać ocenić niebezpieczeństwo, zagrożenia ze strony przeciwnika.
Co będzie największym zagrożeniem ze strony Brazylijczyka Antonio Nogueiry?
Minotauro, bo taki nosi przydomek, na pewno ma bardzo niebezpieczne uderzenia. Dużo lepiej kopie ode mnie, no i ma ogromne doświadczenie w postaci 24 zwycięstw w mieszanych sztukach walki.
Zdradzi nam Pan swoją tajną broń?
Minotauro zapomina czasem o nogach. W Pride można zakładać dźwignie na stawy kolanowe i skokowe. Poświęciłem tym technikom wiele godzin. W Polsce był u mnie zawodnik z Brazylii, który świetnie wykonywał techniki na nogi. Teraz w Japonii, w przygotowaniach pomaga mi nieco Kazushi Sakuraba, jeden z najlepszych obecnie zawodników Pride.
Jaki interes ma gwiazda w pomaganiu chłopakowi z Polski?
Już nie taki ze mnie chłopak. W niedzielę, w dniu walki będę obchodził 35 urodziny (śmiech). A tak poważnie, to walczę dla tej samej „stajni”: Dojo Takada. W tym klubie mam ostatnie treningi.
Domyślam się, że federacja, która na jednej gali zarabia kilkanaście milionów dolarów zapewniła luksusowe warunki do ćwiczeń.
Bardzo! Mała, duszna siłownia, niewielka mata i dwa prysznice. Na ścianie przybili jednak deseczkę z moim nazwiskiem. Serio! To wielki zaszczyt, bo Dojo Takada, choć siermiężne, jest miejscem kultowym dla przedstawicieli sztuk walki w Japonii. Liczy się tu atmosfera, ludzie i świadomość, że przychodzi się tu na ciężki trening, a nie pogadać z kolegami. Kiedyś na jednej z salek treningowych widziałem maksymę Nietzschego „To co nas nie zabija, czyni nas silniejszymi”, gdy patrzę na niektórych zawodników, którzy przygotowują się u Takady mam podobne wrażenie.
To co nas nie zabija... Dla części kibiców walki Pride wyglądają na śmiertelnie niebezpieczne.
To mit. W Pride można rzucać rywalem, dusić go, zakładać dźwignie, ale jest to dozwolone w judo (w Pride można stosować ponadto dźwignie na nogi, co jest zabronione w judo). Można uderzać rękoma, ale tak jest w boksie. Można kopać, a co robią kickbokserzy? Na ring wychodzą zawodnicy z wieloletnim stażem w innych sztukach walki. W Pride nie leje się tyle krwi co podczas zawodowych gal pięściarskich. Ludzie jednak od zawsze chcieli konfrontacji różnych stylów, sprawdzenia, który jest skuteczniejszy. Tak powstał Pride, a ja występuję tu jako judoka.
Nie byle jaki. Mistrz olimpijski z Atlanty, dwukrotny mistrz świata. „Legenda judo ze Wschodu”, jak piszą o Panu miejscowe gazety. Spartańskie warunki do treningu wynagrodzili Panu podobno hotelem w którym jest kilkanaście restauracji.
Część już zwiedziłem w poszukiwaniu białka. Muszę odpowiednio odżywiać się przed walką. Jem sporo mięsa, ryby. Obrzydły już mi odżywki które zajadałem od pół roku. Mam już za sobą ponadto dwie konferencje prasowe i kilka godzin wywiadów
Kto będzie Pana sekundantem?
W Narożniku stanie mój sparingpartner Robert Jocz, z którym ćwiczę od lat i trener boksu Krzysztof Kosedowski.
Jak przystało na show, wejdzie Pan do ringu przy dźwiękach muzyki. Jakiej?
Z filmu Gladiator.