Skocz do zawartości


Zdjęcie

GROM po przejściach


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

budo_singlaub
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 1465 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Warszawa
  • Zainteresowania:BJJ

Napisano Ponad rok temu

GROM po przejściach

Dołączona grafika
GROM PO PRZEJŚCIACH

Roman Przeciszewski


Kilkanaście kilometrów od centrum Warszawy. Wysoki betonowy mur, za nim – zamknięty teren elitarnej jednostki. Kilkadziesiąt metrów od biura przepustek niski, niepozorny, niczym niewyróżniający się budynek. W nim – jedna z sal odpraw GROM-u. Warunki tego spotkania są nadzwyczaj klarowne: żadnych nazwisk, żadnych zdjęć, dat i nazw miejscowości, a także wszelkich danych, które mogłyby doprowadzić do ujawnienia bohaterów niżej opisanych zdarzeń. Przede wszystkim w trosce o ich bezpieczeństwo.
– To o czym możemy swobodnie, na luzie rozmawiać? – reporter "PZ" nieco niezręcznie czuje się w tym z góry narzuconym gorsecie służbowej "cenzury".
– Jak to o czym? Przecież interesowały pana nasze działania w Iraku – kapitan, który ma baczyć na to, co jest tajne, a co może pójść do gazety, pytaniem odpowiada na pytanie.
Co jest pewne? W zasadzie tylko to, że 20 grudnia prezydent Aleksander Kwaśniewski powitał ostatnią grupę żołnierzy GROM-u, którzy właśnie zakończyli misję w Iraku. – Byliście siódmą zmianą GROM-u, która wzięła na siebie to bardzo odpowiedzialne, trudne, pełne ryzyka zadanie. Ponad 200 żołnierzy GROM-u w czasie tych siedmiu zmian było w Iraku, działało zgodnie z rozkazami, wykazując się profesjonalizmem, męstwem, umiejętnością współdziałania z innymi oddziałami, także żołnierzami wielu narodowości – powiedział zwierzchnik sił zbrojnych. Zaraz po tym Sztab Generalny WP opublikował następującą, towarzyszącą powyższej wypowiedzi statystykę: przez misje w Iraku i Afganistanie, w których było 11 zmian, przeszło 80 proc. żołnierzy grup bojowych GROM-u. Wielu z nich brało udział w misjach kilkakrotnie. Jeżeli zaś chodzi o działania w Iraku, to:
– Była to najtrudniejsza i najważniejsza misja w historii jednostki. Doświadczenia, które zdobył GROM, będzie można wykorzystać m.in. w szkoleniu kolejnej, piątej już zmiany żołnierzy udających się w połowie 2005 r. do Iraku – dodawał Jerzy Szmajdziński, minister obrony narodowej.
Na koniec jeszcze jedna statystyka z Rakowieckiej: żołnierze GROM-u uczestniczyli w Iraku w ponad 200 akcjach bezpośrednich. W ostatnim czasie zatrzymali kilkuset podejrzanych o terroryzm. Wśród nich było kilka osób z tzw. talii kart, czyli najbardziej poszukiwanych prominentów reżimu Saddama Husajna.

Taka sobie akcja
Na dobrą sprawę jest dopiero parę godzin po wojnie. Wszystko jest więc jeszcze świeże, żywe, konkretne.
– Baliście się? Czuliście strach?
– Strach nieraz był. Ale pod kontrolą...
St. chor. sztab. X jest w GROM-ie od sześciu lat. Kpt. Y – od trzynastu. Pierwszy przeszedł z innej jednostki liniowej. – Wielu kolegów domyśliło się z rozkazu personalnego, gdzie trafiłem – sądzi X. Y z zawodu jest elektronikiem. Zakończył zasadniczą służbę wojskową i powiedział sobie: "do widzenia z takim wojskiem". Gdy jednak jego trener zagwarantował, że w GROM-ie będzie inaczej, z powrotem włożył mundur.
– Teraz realizuję swoje marzenia. Lubię to robić...
Co dokładnie? Przymyka oczy i widzi, jakby to było tu i teraz: kolejna operacja powietrzno-lądowa. Nikt jeszcze nie wie, jak niebezpieczna, czym się skończy. W każdym razie startują z Bagdadu. Kilkoma śmigłowcami lecą do jednego z pobliskich miast. Lot nie trwa długo. Zadanie jest konkretne: mają pochwycić jednego z finansistów Husajna. Amerykanie robią desant na szybkich linach. Oni – lądują w pobliżu obiektu, chwilę odczekują i ruszają do przodu. Wszystko jest niby bardzo proste: najpierw muszą unieszkodliwić wartowników, potem przekroczyć główną bramę i zaatakować przez ścianę w budynku. Plan realizowany jest bez najmniejszego problemu, bez jakiegokolwiek potknięcia. Przez dziurę w ścianie dostają się do środka obiektu, czyszczą swoje sektory i opanowują rejon. Po kilku minutach nadjeżdża rzut kołowy piechoty amerykańskiej, który "przejmuje zdobycz". Oni zaś ewakuują się na śmigłowcach w bezpieczny rejon...
– O zatrzymaniu tego finansisty było głośno. Nikt nie podał jednak, że zrobił to GROM – musi paść uwaga.
– A czy jest ważne, kto to zrobił?
– Y ucina temat.

Nocą, w hałasie i huku
Bywało różnie. Ale:
– Nigdy, w żadnej operacji, nie afiszowaliśmy się, że jesteśmy Polakami. Otrzymywaliśmy rozkaz: zneutralizować grupę Z, przejąć K. i przystępowaliśmy do jego wykonania. Wkładaliśmy ciemne ubiory i wchodziliśmy do akcji. Najczęściej nocą, w hałasie, huku, dymie i pełnym zamieszaniu. Praktycznie bez słowa. Padały jedynie pojedyncze, krótkie komendy po angielsku...
Najwięcej operacji przeprowadzili na hummerach. Za każdym razem ich kolumny były ubezpieczane przez śmigłowce. Wiedzieli też, że Amerykanie gwarantują im pełne wsparcie operacyjne i ogniowe. Oni mieli "tylko" podejść do wskazanego obiektu, przechwycić go i powrócić do bazy.
– No nie, były i takie operacje, kiedy siły konwencjonalne czekały w pogotowiu na nasze ewentualne wezwanie. Gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli, stała się niebezpieczna, do akcji natychmiast wkroczyłyby abramsy, artyleria oraz plutony bądź kompanie zmechanizowane. Wiedzieliśmy, że rejon naszego działania osiągną w 15–30 minut. Przez ten czas musielibyśmy jakoś wytrzymać – relacjonuje kpt. Y.
St. chor. sztab. X wspomina natomiast swoją pierwszą operację: – Byliśmy poza macierzystą bazą. Odbezpieczyłem broń i poszedłem do przodu. Pilnowałem jedynie swojego sektora odpowiedzialności. Nie interesowało mnie to, co dzieje się z tyłu. Miałem świadomość, że tam jest kolega i patrzyłem w drugą stronę...
– Opowiada pan o tym bez żadnych emocji...
– Bo takich akcji były potem dziesiątki.
– Do głosu doszła więc rutyna?
– Nie było rutyny, bo i nigdy nie zdarzały się podobne do siebie operacje. Za każdym razem było gorąco, ale też za każdym razem wiedzieliśmy, gdzie kto jest i na kogo możemy liczyć w razie zagrożenia.

Niepozorni, niewidoczni, ale...
Niektóre opowieści brzmią jak historie o Bondzie. Odbicie z irackich rąk terminali naftowych w porcie Umm Kasr jest tematem na sensacyjny film. Operacja przejęcia tamy Mukarayin, położonej 100 km na północny wschód od Bagdadu, aż prosi się
o bardziej szczegółową relację. Dziesiątki, a raczej setki konkretnych desantów dokonywanych ze śmigłowców bądź łodzi są niemal niewiarygodne, ale przecież prawdziwe.
– Jaka była najtrudniejsza operacja w Iraku?
– Chyba ta, podczas której przejmowaliśmy platformy wiertnicze – uważa płk Tadeusz Sapierzyński, dowódca GROM-u.
– Ciągłe sumienne spełnianie obowiązków służbowych wymaga nie mniej sił i uwagi niż czyn bohaterski – na to samo pytanie inną odpowiedź znajduje oficer odpowiadający za proces szkolenia jednostki.
Jednakże najbardziej zaskakujące jest to, że ci, którzy brali bezpośredni udział w irackich operacjach, niczym się praktycznie nie wyróżniają. Są niepozorni, niemal niewidoczni...
– W portrecie psychologicznym żołnierza GROM-u nie mieści się typowy zabijaka. Żaden z nich nie ma 215 cm wzrostu, 120 kg wagi i końskiego karczycha. Są to ludzie skromni, poważni, dysponujący odpowiednią wiedzą. Ale dlatego też podczas każdej robionej przez nas selekcji ze stu kandydatów wyłapujemy jedynie sześciu–siedmiu, którzy odpowiadają naszym wymaganiom – przypomina szkoleniowiec.
Kapitan Y inaczej zaś patrzy na bohaterstwo czy też poświęcenie:
– Jestem pełen uznania dla swojej... żony. Została sama, musiała opiekować się dziećmi. A ja robiłem tylko to, co lubię, za co mi płacą...

Roman Przeciszewski

[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych

Ikona FaceBook

10 następnych tematów

Plany treningowe i dietetyczne
 

Forum: 2002 : 2003 : 2004 : 2005 : 2006 : 2007 : 2008 : 2009 : 2010 : 2011 : 2012 : 2013 : 2014 : 2015 : 2016 : 2017 : 2018 : 2019 : 2020 : 2021 : 2022 : 2023 : 2024