
Nie wdając się w szczegóły oraz tło historii (z przyczyn prostych - szczegółów nie dostrzegłem bo było ciemno, tła nie znam bo dotarłem zbyt późno) byłem dziś świadkiem ucieczki z miejsca wypadku kilku pacjentów. Przejechali gościa na chodniku, i dali nogę. Widząc gościa leżącego na chodniku złamałem trochę przepisów, i stałem się jednym z bohaterów tej historii... Wszystko jedno, nie o tym chciałem napisać... Chciałem zaś opowiedzieć o tym, jak to interwencja Policji wyglądała całkowicie różnie zależnie od tego kto ją obserwował.
Punkt widzenia kolegów przejechanego:
Zadzwoniliśmy po pomoc, a te skurwysyny jechały i jechały! Na policję musieliśmy czekać przynajmniej czterdzieści minut, na pogotowie jeszcze dłużej. Jebane psy zamiast gonić gości co uciekli, zaczęli się do nas przypierdalać, dwóch kumpli rozciągnęli na chodniku, a potem wsadzili na godzinę do suki, i ich maglowali. Jakaś paranoja, nie ma się co dziwić że w tym kraju nic nie działa jak jest taka chujowa policja, co jedzie godzinę, a potem się czepia porządnych ludzi, ofiary wypadku, niewinnych.
Punkt widzenia postronnego świadka (mnie):
Dodzwonienie się pod 112 zajęło około 3-4 minut. Musiałem opierdolić kobietę, która zamiast wysłać do nas karetkę wypytywała o numery rejestracyjne sprawców. W końcu powiedziała, że policja i pogotowie są w drodze (5 minut od wypadku). Najdalej po pięciu minutach pojawiła się Policja, zdążyli zatrzymać się i sprawdzić co się dzieje, sprawdzić że gość który został przejechany żyje (zajmował się nim przypadkiem przechodzący ratownik medyczny). Jeden z policjantów przejął opiekę nad półprzytomnym leżącym na chodniku pacjentem, pozostali zaczęli dowiadywać się co się dzieje, pozostali "popędzili" karetkę, oraz posłali informacje o danych samochodu sprawców... Po czterech, góra pięciu minutach przyjechała karetka. Max 15 minut od momentu wypadku, max 10 minut od momentu zgłoszenia. Po tym jak zabrano ofiarę do szpitala, jego koledzy byli ... ekhm, podenerwowani. Bluzgali, kopali w słup z reklamami. Dwóch z nich zaczęło szarpać jakiegoś dziadka. Policja zareagowała natychmiast, próbowali odciągnąć gości od dziadka ... a ci zaczęli się szarpać z policjantami 8O No to ich policja rozpłaszczyła na chodniku, poczekała aż się trochę uspokoją, i zamknęła w suce. Potem ok. 40 minut trwało zbieranie informacji od świadków. Rozmawiałem kilka minut z policjantami, i byli (jak zwykle

Wnioski:
Mimo tego, że akcja moim skromnym zdaniem została przeprowadzona wzorcowo, w oczach kolegów ofiary to była totalna żenada. Słyszałem, jak jeden z pacjentów drze mordę, że "już od pół godziny czekają na karetkę!". Widziałem jak policjanci obchodzą się jak z jajkiem z kolesiami startującymi do nich z łapami. Słyszałem, jak policjant mówi do demolującego słup ogłoszeniowy pacjenta: "słuchaj, rozumiem że jesteś zdenerwowany, ale zostaw to w spokoju, to Ci nie pomoże". Policja, która przyjechała i pomogła to "banda skurwysynów", którzy "powinni wypierdalać". Smutne to, ale prawdziwe. Tak tworzy się opinia policji.
Pozdrawiam,
AdamD