Ale idąc za twoją radą, poczytałem również w portalach kulturystycznych, i natknąłem się na dietę Flexa Wheelera, z tego co wiem, ścisła czołówka kulturystyki, i co czytam:
Gdy wygrałem na początku 1997 roku trzy konkursy, Ironman, Arnold Classic i San Jose, ludzie zaczęli wypytywać o moją dietę. Wielu mówiło, że jest pod wrażeniem tego co osiągnąłem i faktu, iż gotów bytem poświęcić niektóre grupy mięśni, aby uzyskać mocną, twardą, symetryczną sylwetkę. Trudno wyjaśnić co w tym względzie robię, zważywszy, że wiele zależy od diety. Postaram się rzucić nieco światła na mój sposób odżywiania w okresie przygotowania do zawodów.
Chcę jednocześnie zaznaczyć, że ten rodzaj diety nie jest przeznaczony dla każdego. Zasadniczo polega on na spożywaniu produktów o małej zawartości węglowodanów, bogatych jednocześnie w białko. Mniej doświadczeni kulturyści nie mogą znać wszystkich fizycznych i emocjonalnych aspektów stosowania takiej diety. Jednakże wierzę, że ten sposób odżywiania może być przydatny dla wielu, którzy chcą zbadać co jest dla nich najlepsze.
Bez względu na wszystko opowiem, co wówczas zaplanowałem, aby się przygotować do Mr. Olyrnpia.
Faza pierwsza:
Moja przedkonkursowa dieta jest podzielona na trzy fazy. Pierwsza rozpoczyna się 13 tygodni wcześniej (przed zawodami) i rozciąga się na jeden tydzień. Jej celem jest przygotowanie mojego metabolizmu do przyjmowania sześciu posiłków dziennie (w sezonie postartowym jem cztery, albo pięć razy na dzień). Normalnie, w okresie postartowym nie spożywam posiłku o 5 rano, ale przed zawodami, kiedy trzeba wprowadzić sześć posiłków w celu polepszenia przemiany materii, to jest pora o której ja zaczynam jeść. Jednakże myśl o zjedzeniu przed nastaniem świtu dwóch kawałków piersi kurczaka i pół miski owsianki staje mi przysłowiową ością w gardle. Z tego też powodu przez pierwszy tydzień moim pierwszym posiłkiem jest napój białkowy. Drugi posiłek jest po czterech godzinach, o 9 rano i składa się z dwóch kawałków polędwicy z piersi kurczaka i pół miski owsianki. Każdy kolejny posiłek jest spożywany w odstępie trzech godzin, tak że ostatni raz jem około 9 wieczorem.
Jeśli w tym okresie nie uda mi się zjeść sześć razy dziennie nie robię z tego tragedii. Zapisuję jedynie ten fakt w swoim dzienniku i staram się, aby w następnych dniach dokładnie stosować się do planu posiłków. Staram się, aby mój system przygotował organizm do oczekiwania na regularne dostawy „paliwa". Kiedy ten stan zostanie osiągnięty to w momencie zbliżania się pory posiłku, moje ciało niemalże błaga o jedzenie.
W odróżnieniu od innych kulturystów nie pozwalam sobie na zbyt dużą swobodę odnośnie różnorodności pożywienia. Składa się na nie polędwica z piersi kurczaka (nie jest tak sucha jak zwykłe kawałki piersi), biały ryż, owsianka, czasami warzywa i sałatki i w zależności od mojego samopoczucia masło orzechowe zawierające jedynie oleje roślinne.
Spojrzenie do dziennika moich ostatnich przygotowań nastawionych na zrobienie formy na Arnold Ciassic, jednego z trzech konkursów rozgrywanych w odstępie jednego tygodnia, pokazuje, że w pierwszej fazie diety ważyłem 114 kilogramów. Warto w tym miejscu zauważyć, że nie należę do tych, którzy martwią się o swoją wagę. Wiem, iż mój organizm ma niski próg insulinowy co bardzo wyraźnie odbija się czasem na skali wagi. Przykładowo mój dziennik pokazuje, że podczas pierwszej jednotygodniowej fazy diety pięć razy jadłem o 5 rano. Cztery dni posilałem się sześć razy na dzień, jednego dnia zjadłem pięć posiłków, raz nie miałem apetytu (dwa posiłki) i raz zupełnie mi się nie udało. Interesujące jest to, że wtedy, kiedy mam zbyt dużo zajęć, nieco popuszczam własnej diecie. Co więcej, kiedy muszę jeść o 5 rano, reszta dnia wydaje się łatwiejsza do zagospodarowania według stawianych sobie celów. W okresie pierwszej fazy diety zyskałem 2,5 kilograma wagi, w wielkiej mierze z powodu zjedzenia dzień wcześniej i dużej ilości węglowodanów (fasola, i kukurydza i ryż), tak że przyrost masy był ciężarem wody. W sumie jednak tydzień przeszedł dobrze.
Faza druga:
Celem tego okresu, trwającego od czterech do sześciu tygodni jest jeszcze bardziej zaostrzanie diety. Staram się przygotować na ostatnie sześć tygodni wysiłku, a to oznacza mniej niedociągnięć i większy rygor w spożywaniu białka. Od tego momentu mój poranny posiłek składa się z dwóch piersi kurczaka i połowy miski owsianki, a o 9 rano miejsce owsianki zastępuje ryż.
Na trzeci, lub czwarty posiłek pozwalam memu ciału zapisać to, co ono mi dyktuje. O ile jednak to możliwe poprzestaję na piersiach kurczaka i misce ryżu, ale jeśli czuję, że mam ochotę na kurczaka w innej postaci to sobie na to pozwalam. Staram się jednakże, aby takie dni wypadały na dzień wcześniej przed zaplanowanym treningiem dużych grup mięśniowych (np.nóg.)
Chociaż mój program żywieniowy można określić każdorazowo parą dużych piersi kurczaka, to muszę zaznaczyć, że czasami po prostu nie mam na nie apetytu. Nie jestem w stanie skończyć posiłku. Moja żona Madeline zarządza moją dietą i kiedy zauważa, że mam większy apetyt i mogę zjeść więcej, zwiększa porcję mięsa kurczaka.
Trwa to tak przez całą drugą fazę i kiedy rozpoczynam ostatni sześciotygodniowy okres odżywiania, każdego dnia spożywam sześć posiłków.
Faza trzecia:
Jej celem jest zjadanie minimum 300 gramów białka dziennie przy jednoczesnym powolnym ograniczaniu węglowodanów. W tym czasie także codziennie wykonuję dwugodzinne ćwiczenia dla poprawienia układu krążenia. Również zaczynam się częściej ważyć, a moja żona zapisuje uwagi odnośnie mojej kondycji. Jej komentarze są szczere, aż do bólu. Cztery tygodnie wcześniej zapisała: „Nogi idą, plecy idą, na razie 50%, pośladki stale otłuszczone". Kiedy pierwszy raz zaczęła być taka szczera, nie przyjąłem tego do siebie, ale po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że nikt inny jak właśnie ona nie powie mi tego, czego nie chcę słyszeć. Jej jedynym celem jest pozwolić mi przygotować się możliwie najlepiej w oparciu o jej obserwacje, które dają możliwość korygowania diety w takim stopniu jak potrzebuję.
Komentarze mojej żony i skala wagi bezdyskusyjnie najlepiej dyktują konieczność podejmowanych przeze mnie działań. Przykładowo, jeśli mam uczucie, że proces zbyt się wlecze, mam dwie możliwości: zmniejszać ilość węglowodanów, albo przez parę dni nie jeść ich w ogóle. Gdy rozpoczynam tę fazę diety, przez parę dni spożywam bardzo niewiele węglowodanów, bo około 40 gramów dziennie. To po prostu minimum do utrzymania funkcjonowania organizmu. Jednym źródłem pożywienia jest białko. Dwa takie dni pobudzają przemianę materii i aby ustrzec się przed skutkami zjawiska głodu, zwiększam trzeciego dnia ilość spożywanych węglowodanów do 110-120 gramów. Przez kolejne dwa dni znów prawie nie jem węglowodanów. Na trzeci dzień ponownie zwiększam ich dawkę. Następnego dnia nie spożywam w ogóle węglowodanów, za to w ciągu sześciu posiłków zjadam 12 kawałków piersi kurczaka, co stanowi ponad 300 gramów białka.
Pochłanianie takich niesamowitych ilości białka bez odpowiedniej podaży węglowodanów powoduje utratę wody. Ponieważ białka powodują gwałtowne uszczuplenie zapasów wody, decyduje to o ponadludzkim zapotrzebowaniu na nią. Pod koniec pierwszego tygodnia tej fazy diety wypijam dziennie, bez przesady, prawie dwadzieścia (!) litrów wody. Aby utrzymać ciało dobrze nawodnione, co jest konieczne podczas intensywnych treningów, nerki potrzebuje wody w celu pozbycia się złogów i toksyn nagromadzonych w wyniku takiej wysokobiałkowej diety. Mój dziennik pokazuje, że pod koniec pierwszego tygodnia ostatniej fazy żywieniowej, moja waga spadla do 110 kilogramów, podczas gdy Madeline zwiększyła ilość podawanych mi kawałków kurczaka do piętnastu.
Kiedy zauważam taki gwałtowny spadek ilości wody, wiem, że dalsze pozbawianie się węglowodanów jest niebezpieczne. To jedyna droga do tego, aby organizm zaczął „zjadać" własną tkankę mięśniową. Chcąc zwolnić zaistniały proces przez trzy, lub cztery kolejne dni jem dużo węglowodanów. Spożycie białka zwiększam do 12-15 kawałków kurczaka. Jem teraz także więcej węglowodanów tj. około 80 gramów (to jest ekwiwalent połowy miski owsianki, jednej miski ryżu i połowy miski orzeszków ziemnych).
Jednym z kluczów do mojej diety jest to, że większość węglowodanów spożywam w ciągu pierwszych trzech posiłków. Orzeszki ziemne stanowią część dwóch ostatnich posiłków, zapewniając organizmowi podaż pewnego rodzaju tłuszczów, a mnie dają dłużej uczucie sytości. W miarę jak dzień się kończy ograniczam węglowodany, co pozwala na wydzielanie się pewnych ilości hormonu wzrostu podczas snu.
Mój system nie jest wcale taki nieelastyczny, na jaki wygląda. Moje działanie zależy w dużej mierze od mojej kondycji, postawy i obserwacji Madeline. Półtora tygodnia przed konkursem Ironman, ważyłem prawie 107 kilogramów. Chociaż mój wygląd byt do przyjęcia, zgodziłem się z Madeline, że jestem nieco „płaski". Postanowiłem zwiększyć spożycie węglowodanów. Po jednej misce owsianki, dwóch ryżu, zjedzonych w ciągu pierwszych trzech posiłków poczułem się lepiej, a o 1.30 po południu moja waga podskoczyła do 109 kilogramów. Zanim się obróciłem Madeline skomentowała: „Wyglądasz lepiej, pełniej, wspaniale!" Czasami w dniach spożywania większych ilości węglowodanów, kiedy mam na to ochotę, dołączam do porannej porcji owsianki, czy ryżu banana. Pozwalam sobie nawet na luksus jedzenia zielonej sałaty w trakcie jednego białkowego posiłku, wiedząc, że jedynie połowa z zawartych w sałacie kalorii jest przyswajana przez organizm.
Na pięć dni przed zawodami zmieniam nieco mój program. Gdy chcę mieć jeszcze kontrolę nad postępami własnej przemiany materii, przestawiam się na pięciodniowy cykl polegający na spożywaniu wyłącznie samego białka -18 kawałków piersi kurczaka. Na cztery dni przed, w ciągu pierwszych trzech posiłków, zjadam miskę owsianki i dwie miski ryżu. Następnie każdego kolejnego dnia zmniejszam porcję spożywanych węglowodanów o jedną miskę. Na jeden dzień przed zawodami mam do zjedzenia jedynie jedną miskę owsianki, a na resztę dnia musi mi wystarczyć dwie łyżki stołowe masła z orzeszków ziemnych. Siódmy posiłek tego dnia składa się z dodatkowych dwóch łyżek tego masła. Masło z orzeszków ziemnych pozwoli na przemianę materii, która nie powoduje na przedostawania się wody do tkanek.
W tym miejscu muszę zaznaczyć, że na cztery dni przed zawodami ograniczam spożycie wody. Wypijam około 10 litrów dziennie. Woda pozwala mi na odwodnienie.
W dniu zawodów zjadam trzy posiłki, jeśli tak je można nazwać. Posiłek pierwszy składa się z trzech kawałków piersi kurczaka i czterech łyżeczek masła z orzeszków ziemnych. Za drugim razem zjadam dwa kawałki kurczaka i dwie łyżeczki masła. Posiłek trzeci to dwie łyżeczki masła. Potem wchodzę na scenę.
Chcę ponownie podkreślić, że ten sposób odżywiania nie jest dla każdego. Z pewnością przez lata wbijałem sobie do głowy taką dietę. Miałem też do czynienia z ludźmi takimi jak Neal Spruce, od którego wiele się nauczyłem. Ale ostatecznie postanowiłem, że sam będę kapitanem własnego statku i na podstawie swoich doświadczeń dowiedziałem się, w jaki sposób mój organizm reaguje na pożywienie. Ten rodzaj ekstremalnej diety jest nieodpowiedni dla wielu kulturystów ze względu na ilość zawartych w niej dni, kiedy spożycie węglowodanów jest niewielkie, a nawet ograniczone do zera. Jest to jednak jedyna rzecz, która w moim przypadku działa. Wcześniejsze osiągnięcia wskazują, że mogę cos zwojować. Możecie być pewni, iż do następnych zawodów pójdę tą samą drogą.
Jest to dieta mega extremalisty sterydziarza, zauważ, że nawet on, przygotowując się zawodów, wpierdalając totalne ilości sterydów,
Ale czekam na argumenty, oczywiście zakładam, że mogę się ja i moje źródła mylić. Pozdrawiam.