Wywiad z Nastkiem w dzisiejszej Rzepie
Napisano Ponad rok temu
Pozdro 600
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Widać ze Nastek błyszczy poczuciem humoruDla judoki to chyba miejsce magiczne. Można pójść do jednej z wielu starych świątyń, zanurzyć się w historii kraju, który jest ojczyzną judo...
Ja nie lubię chodzić. Szybko się męczę.
Napisano Ponad rok temu
Dzięki.[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Napisano Ponad rok temu
Kiedy przyjeżdżałem do Japonii na zawody judo, barki w hotelach były zamknięte na cztery spusty. Teraz wszystko jest dla nas.
troche to dziwne że w Japoni tak traktowano najlepszego dżudoke na świecie wtedy.
Napisano Ponad rok temu
Kiedy przyjeżdżałem do Japonii na zawody judo, barki w hotelach były zamknięte na cztery spusty. Teraz wszystko jest dla nas.
troche to dziwne że w Japoni tak traktowano najlepszego dżudoke na świecie wtedy.
może i lepiej że były zamknięte :wink: :wink: młodość ma swoje prawa :drinking: :drinking:
Napisano Ponad rok temu
Zresztą może właśnie ofertą "all inclusive" należy wobec tego tłumaczyć porażkę Nastka z Mino :wink:
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Walkę mam we krwiNiech ktoś wrzuci jeszcze raz ten ''przedruk'' no nie działa:/
Nie jest łatwo kopnąć człowieka w głowę, uderzyć, gdy leży i ma niewielkie szanse się podnieść. Już to potrafię, bo wiem, że to konieczne, by odnieść zwycięstwo.
Paweł Nastula, 35 lat. Żonaty, dwie córki, Marta (8) i Monika (6). Wybitny judoka, mistrz olimpijski, dwukrotny mistrz świata, trzykrotny mistrz Europy. Kiedy był w najwyższej formie, przez cztery lata nie znalazł na macie pogromcy, wygrał 312 walk z rzędu. W czerwcu tego roku zadebiutował w formule Pride. Przegrał pierwszy pojedynek z byłym mistrzem świata Brazylijczykiem Antonio Nogueirą.
Rz: Lubi pan Japonię?
Paweł Nastula: Swojsko się tam czuję, choć nie mógłbym w Japonii mieszkać. Za dużo ludzi, ciężko przejść po chodniku. Byłem w Japonii już siedem czy osiem razy. Wcześniej jako judoka, teraz zawodnik Pride'a. Najbardziej lubię Tokio.
Kiedy pojechał pan tam pierwszy raz?
W 1993 roku i od razu wygrałem ich największy turniej Jigoro Kano. Tam też zdobyłem pierwsze mistrzostwo świata.
Dla judoki to chyba miejsce magiczne. Można pójść do jednej z wielu starych świątyń, zanurzyć się w historii kraju, który jest ojczyzną judo...
Ja nie lubię chodzić. Szybko się męczę.
Pamiętają jeszcze w Japonii mistrza Nastulę?
Ludzie związani z judo pamiętają, ale dziś chyba bardziej rozpoznawalny jestem jako ten, który walczy w Pride. Agresywna reklama w mediach przed moim pierwszym pojedynkiem w tej formule zrobiła swoje. Mieszane formy walki to nowa miłość Japończyków. Mój pojedynek z Brazylijczykiem Nogueirą oglądało prawie 40 tysięcy ludzi. Rekord (90 tysięcy widzów) padł cztery lata temu, gdy inny z Brazylijczyków Royce Gracie bił się z japońskim judoką Hidehiko Yoshidą.
Jak to jest, że Japonia tak dumna ze swego judo zakochała się w brutalnej odmianie walk, jaką jest MMA (Mixed Martial Arts). Przecież tu można bić kolanami i łokciami, kopać w głowę, zakładać dźwignie na nogi. Jak to się ma do etosu judo?
Ale warto też pamiętać, że nie wolno uderzać poniżej pasa, wkładać palców w oczy, ciągnąć za włosy i jeszcze wielu innych rzeczy. Te walki oglądane z bliska wcale nie są tak brutalne, proszę mi wierzyć. Nad bezpieczeństwem czuwa siedmiu lekarzy, zawodnik przed wyjściem do ringu badany jest od stóp do głów. Sędziowie z miejsca przerywają walkę, gdy widzą niebezpieczeństwo kontuzji.
Kiedy Nogueira siedział na panu okrakiem i bił po twarzy, wyglądało to strasznie, jak bójka na ulicy, bez żadnych reguł...
Nie doznałem żadnego urazu, nie czułem bólu. Byłem tylko potwornie zmęczony.
Żona zapewne oglądała pana występ i umierała ze strachu?
Przyznała, że była bardzo zdenerwowana. Córki też patrzyły, choć nie powinny. Dowiedziały się jakimś sposobem, że walczę w Japonii, i siadły przed telewizorem oglądać tatusia.
I co mówiły, gdy pan wrócił?
Omijały ten temat, ale ostatnio, młodsza, sześcioletnia Monika podeszła do mnie, gdy oglądałem walki bokserskie, przytuliła się i powiedziała: Teraz wygrasz tato!
Wygra pan?
Nie wiem jeszcze, z kim będę walczył. Zgodnie z kontraktem muszę poznać nazwisko rywala na miesiąc przed zawodami. To będzie noworoczna gala, organizowana z wielkim rozmachem, więc ciekawych pojedynków z pewnością nie zabraknie. Przyjdzie ze sto tysięcy ludzi.
Żona zgadza się na pana kolejną walkę?
Wspólnie podejmowaliśmy decyzję o podpisaniu kontraktu na pięć walk w formule Pride. Była ze mną w Japonii, z bliska zobaczyła, jak to wygląda. Nie była zachwycona, ale stanęła po mojej stronie. Mam nadzieję, że teraz będzie denerwowała się mniej.
Japończycy nie byli rozczarowani pana porażką z Nogueirą?
Spotykałem się raczej z wyrazami uznania. Wiedzieli, z kim walczę, znali Nogueirę, doceniali jego klasę. Tym bardziej byli zaskoczeni, widząc mój atak. Najbardziej jednak zaimponowałem im tym, że się nie poddałem, choć byłem w beznadziejnej sytuacji.
Dlaczego pan przegrał?
Byłem słabszy, zabrakło mi doświadczenia. Nogueira to wojownik, gwiazda tego sportu. Kiedy poszedłem na żywioł i traciłem siły, on potrafił odpoczywać, a to duża sztuka. Wygrał, bo był wszechstronniejszy.
Gdy wychodzi pan do walki z mistrzem, zaledwie po kilku miesiącach treningów w MMA, pojawia się strach?
Strach jest zawsze i jeśli ktoś mówi, że się nie boi, to jest szaleńcem. Był, kiedy wygrywałem w judo, towarzyszył mi, kiedy wychodziłem bić się z Nogueirą. Problem w tym, by go opanować, zredukować do minimum, by nie przeszkadzał w walce.
Co sprawia, że najlepsi judocy, mistrzowie sambo i dżu-dżitsu, kickbokserzy i bokserzy próbują sobie udowodnić, kto jest lepszy?
Tylko w Pride można znaleźć odpowiedź na to pytanie i przy okazji sporo zarobić. To problem tak stary jak sporty walki.
Wiadomo, kto jest najlepszy?
Mistrzem świata wagi ciężkiej jest Rosjanin Fiodor Jemielianienko. To największy kozak w tym fachu. Jeszcze nie znalazł się silniejszy od niego. Ten były mistrz sambo ponoć uprawiał też judo, wygrał nawet jakiś turniej. On ma walkę we krwi. Jest twardy, potwornie silny, znakomity w parterze, ale jak trzeba, potrafi też wygrywać w stójce. W walce z Chorwatem Mirko Filipoviciem, który chyba jak nikt inny w tym towarzystwie potrafi kopać i uderzać, pokazał, że można wygrać z nim jego bronią.
Jacy są ci współcześni gladiatorzy?
Bardzo różni. Jedni niedostępni, chodzą z wysoko zadartymi głowami, inni, tacy jak Jemielianienko, do rany przyłóż.
Kiedy pojawiła się myśl, by zmierzyć się z tymi zabijakami?
Rok przed igrzyskami w Sydney byłem na zgrupowaniu w Japonii i spotkałem kolegę, który tam studiował. Zapytał, czy nie miałbym ochoty spróbować swych sił w takich walkach. Kiedy po nieudanych dla mnie igrzyskach powoli kończyłem karierę, żona pytała, dlaczego wciąż jeżdżę na treningi. Powiedziałem, że być może los da mi jeszcze jakąś szansę. I dał. Byłem przygotowany fizycznie i psychicznie, gdy kolega zadzwonił z Japonii z konkretną propozycją.
Co jest najtrudniejsze w tym, co pan teraz robi?
W marcu zdjąłem judogę. To wiele zmienia. Przeciwnik bez judogi też jest trudniejszy do pokonania. Spocony wymyka się z rąk, ciężko założyć uchwyt. Ta walka jest inna, wymaga zmiany nawyków. Nie jest łatwo kopnąć człowieka w głowę, uderzyć, gdy leży i ma niewielkie szanse się podnieść.
Teraz już pan potrafi to zrobić?
Potrafię, bo wiem, że to konieczne, by odnieść zwycięstwo.
Brakowało panu pieniędzy?
To nie jest tylko kwestia pieniędzy, choć skłamałbym mówiąc, że nie były ważne. Ja też mam walkę we krwi. Całe życie spędziłem na macie, brakowało mi adrenaliny, emocji związanych z oczekiwaniem na start. Propozycja była kusząca, więc ją przyjąłem.
Nie zawiódł się pan?
Znalazłem się w innym świecie. Cesarskie hotele, wielkie mercedesy, którymi nas tam wożą. To robi wrażenie, bo przyjmują nas po królewsku. Kiedy przyjeżdżałem do Japonii na zawody judo, barki w hotelach były zamknięte na cztery spusty. Teraz wszystko jest dla nas.
Czy to jest jeszcze sport, czy już tylko cyrk?
To jest widowisko, ale sport też. Może nie w wydaniu olimpijskim, ale gdy walczy dwóch takich zabijaków jak Jemielianienko i Filipović, to jest na co patrzeć i jestem pewien, że nikt takiej walki nie reżyseruje.
O judo powoli pan zapomina?
Myślę, że to judo zapomniało o mnie. Nigdy nie dostałem żadnej propozycji, a prosić nie lubię.
Gdyby jednak ktoś sobie o panu przypomniał?
Najchętniej swoją wiedzę przekazałbym dzieciom.
Napisano Ponad rok temu
Szczerze życzę Mu powodzenia. Pozdra.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
Garść walk (MECA, Junglefight)
- Ponad rok temu
-
Polacy na Jungle Fight V
- Ponad rok temu
-
Krótki film z 15 gali MMA w Warszawie.
- Ponad rok temu
-
Nastula vs Werdum na NYE??
- Ponad rok temu
-
MMA Wrocław
- Ponad rok temu
-
1 sekundowa walka - najszybsze KO świata
- Ponad rok temu
-
Walka Boniaskiego w Polsce
- Ponad rok temu
-
rush guard za 60zl
- Ponad rok temu
-
rekawice do valetudo ouano/ssf
- Ponad rok temu
-
Pride NYE 2005 - prawdopodobne walki
- Ponad rok temu