Nastula: Nie poddałbym się sam
- Nie wypada mi oceniać decyzji arbitra. Ja na pewno nie poddałbym się sam. Chciałem walczyć do końca - powiedział Paweł Nastula "Życiu Warszawy". Jeden z najlepszych w historii polskich judoków zadebiutował w niedzielę w Tokio w formule Pride . Nastula przegrał w pierwszej rundzie z Brazylijczykiem Antonio Rodrigo Nogueiro - sędzia przerwał pojedynek.
- Spotkanie z "Minotauro" do przyjemnych nie należało, ale nic mi się nie stało - mówi Nastula. - Mam tylko poobcieraną skórę na twarzy, stłuczone kostki i trochę boli mnie kolano. To wszystko. Po zejściu z ringu zostałem poddany dokładnym badaniom lekarskim - opowiada Nastula w "Życiu".
- Nie wypada mi oceniać decyzji arbitra. Ja na pewno nie poddałbym się sam. Chciałem walczyć do końca. Wiem, na co się decydowałem, podpisując kontrakt z Pride. Mam duszę wojownika - stwierdził Polak. - Zgubiło mnie właśnie to, że narzuciłem zbyt mocne tempo na początku. Brazylijczyk przetrwał moje ataki i gdy ja straciłem trochę sił, zaatakował. Miałem nadzieję, że przetrzymam jego kontrę do końca pierwszej rundy. Zabrakło minuty.
Nastula uważa że nabrał doświadczenia i mówi: - Mam nadzieję, że stoczę jeszcze kilka dobrych walk. Władze Pride są zadowolone z mojego występu.
Mistrz olimpijski rozpoczął walkę od szybkich ataków. Przygotowywany m.in. przez brązowego medalistę olimpiady w Moskwie, w 1980 roku, Krzysztofa Kosedowskiego w boksie - ciosami uzyskiwał przewagę. Podobnie było w walce w parterze.
Inicjatywa Polaka nie trwała jednak długo - Brazylijczyk, jedna z gwiazd w walkach Pride, z minuty na minutę zaczął uzyskiwać przewagę, szczególnie walcząc w parterze. Gdy osiągnął zdecydowaną przewagę - sędzia zdecydował się zakończyć pojedynek, po serii ciosów w głowę, jakimi został uderzony Polak w sytuacji, gdy od dłuższego czasu leżał na deskach ringu.
Formuła Pride - to sposób walki, w której dozwolone są niemal wszystkie uderzenia (np. z zakresu boksu), chwyty (zapasy, judo) i kopnięcia.
Polak - mistrz olimpijski z Atlanty, dwukrotny mistrz świata, trzykrotny czempion Europy w judo - debiutował na ringu Pride. W dniu 35 urodzin. Spodziewanego prezentu urodzinowego - ewentualnego zwycięstwa - nie zdołał sobie sprawić. Nastula wziął udział w gali w Tokio, składającej się z kilku pojedynków, których stawką m.in. były nagrody pieniężne. Występ wojowników Pride zgromadził na trybunach 37 tys. widzów. Spektakl, wywołujący zapewne wielce kontrowersyjne odczucia estetyczne, w swym otwarciu utrzymany był w konwencji hollywoodzkiego show. Polak pojawił się w hali przy dźwiękach muzyki z filmu Gladiator, w szlafroku z akcentami judo, napisem Poland, w ochraniaczu na zęby, w barwach biało-czerwonych.
W formule Pride nie tylko Nastula zaprezentował się jako były judoka. W Tokio walczył też m.in. mistrz olimpijski w judo z Sydney Japończyk Makoto Takimoto, również bez powodzenia. Chęć występów w Pride zadeklarował także inny japoński złoty medalista olimpijski, z Barcelony, Hidehito Yoshida, czy legendarny rosyjski zapaśnik Aleksander Karelin.
Występ Nastuli, sądząc chociażby po komentarzach internautów, wywołał spore zainteresowanie. Mimo niepowodzenia mistrz olimpijski z Atlanty w judo, został na ogół przychylnie oceniony. Wystawiający cenzurki internauci przede wszystkim doceniali odwagę, hart ducha polskiego sportowca, który nie poddał się, walczył do końca w dziedzinie jak dotąd mu obcej, a zarazem wielce brutalnej.
Nastula zdobył w judo niemal ćwierć setki medali w mistrzostwach świata, Europy, na olimpiadzie, w mistrzostwach Polski. Przez blisko cztery lata był niepokonany na tatami w wadze 95 kg, odnotował serię ponad 300 zwycięskich walk. Mimo iż dzisiaj Nastula jest byłym judoką, w środowisku judo jego występ w Tokio nie przeszedł bez echa.
Z pewną rozterką duchową zdecydował się ocenić ten występ prezes Polskiego Związku Judo, Andrzej Falkiewicz: - Nastula wybrał nową drogę. Całe życie walczył i widocznie teraz w inny niż dotąd sposób chce się realizować. Jako sportowcowi życzę mu powodzenia. Szkoda, że przegrał walkę, bo wykazał się znaczną odwagą, podejmując rywalizację z czołowym w tej dziedzinie zawodnikiem. Czy była to słuszna decyzja, że zdecydował się na Pride? Paweł jest zawodowcem i sam postanawia, czy ma walczyć dalej i w jakiej formule. Mam jednak mieszane uczucia w ocenie jego decyzji. Gdyby walczył w judo - oceniłbym go być może inaczej, łatwiej. Nasza dziedzina sportu jest przecież zupełnie inna. Charakteryzuje się łagodnością, rycerskością, pewną formą nieagresywności. W Pride jest inaczej. Ale z drugiej strony każdy ma prawo realizowania się w sporcie, w sztuce, w innej formie. I ja w takich przypadkach Polakom będę kibicował, życzył sukcesu - dodał Falkiewicz.
- Nie znam do końca motywów, które miały wpływ na decyzję Pawła. Być może - oprócz jego charakteru wojownika - zaważyła złożona mu kusząca oferta, np. finansowa. Dlaczego miałby z niej, jako zawodowiec, nie korzystać - podkreślił Falkiewicz.
Szef polskiego judo podjął też inny wątek: - Nastula, po swoich osiągnięciach w judo, miał status mistrza w swojej specjalności. I logicznym wydawało się, że w tej dziedzinie powinien stanowić dla młodych ludzi pewien wzorzec w sporcie. Biorąc pod uwagę jego przypadek, PZJudo powinien mieć do dyspozycji środki, które pozwoliłyby zatrzymać dla nas Nastulę, by z naszą dyscypliną wiązał swoją przyszłość. Niestety takimi środkami nie dysponujemy. Zapewne organizatorzy walk w formule Pride oferują bogate warunki finansowe. Czy Nastula postąpił słusznie? Zapewne sam zastanawia się nad swoją przyszłością. A swoją drogą gdzie leży granica, która satysfakcjonowałaby ludzi, którzy będąc mistrzami w określonej dyscyplinie sportu do końca związaliby się z wybraną wcześniej dziedziną?
--------------------------------------------------------------------------------
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników] © Agora SA
--------------------------------------------------------------------------------