Krótka historia chińskich sztuk walki
Napisano Ponad rok temu
Przedstawię poniżej artykuł, który znalazłem jakiś czas temu na necie. Uznałem go za bardzo ciekawy i pouczający.
autorem jego jest David Ross wieloletni praktych różnych sztuk walki począwszy od boksu, karate, hapkido po różne odmiany kungfu, sambo i jujitsu. Najważniejszymi faktami odnośnie tego autora jest fakt, że poza formalnym uniwersyteckim wykształceniem ( absolwent Columbia University w Nowym Jorku, sinolog) i znajomością kilku dialektów języka chińskiego ( kantoński, mandaryński i shanghajski) jest ów David Ross uczniej jednego z najbardziej szanowanych chińskich nauczycieli, dwukrotnego wojskowego mistrza Chin w wolnej walce, weterana Drugiej wojny swiatowej i innych konfliktów z tamtego okresu , spadkobiercy systemu Lama Pai i niestety niezyjącego juz od rok Chan Tai Sana.
Autor prowadzi w oparciu o swoje doświadczenia i wiedzę jeden z najlepszych klubów Sanda na świecie - www. sandatrainingsystems.com
Artykuł tłumaczyłem osobiście więc wybaczcie nieuniknione błędy.
Krótka historia Kungfu/Gongfu - David A. Ross
1 Wprowadzenie
2 Początki praktyków sztuk walki jako „niepożądanych”
3 Legalne i nielegalne zajęcia dla parających się gongfu
4 Sztuka walki czy sztuka pokazowa?
5 Próba uprawnienia praktykowania sztuk walki
6 Rządowe próby kontroli oraz podporządkowania sobie sztuk walki
a) faza I – Chiny Republikańskie
faza II – Partia Komunistyczna
Praktycy chińskich sztuk walki od dawna próbowali złożyć w całość sprzeczne informacje krążące wokół początków i celów ich dyscyplin walki. Jak można pogodzić wewnętrzne sprzeczności rzekomo wykształconych, kulturalnych i pokojowych ludzi (np. buddyjskich mnichów, taoistycznych eremitów i konfucjańskich uczonych) praktykujących i doskonalących techniki służące okaleczaniu i zabijaniu? Jaki w rzeczywistości jest związek między duchowym oświeceniem, treningiem etycznym, sprawnością fizyczną i pozbawioną zasad walką uliczną? Dlaczego inne dobrze znane tradycje, takie jak otwarte wyzwania czy pojedynkowanie się, wydają się tak całkowicie nie na miejscu?
Faktem jest, że obraz rysowany przez wielu jest jasno nielogiczny i niekonsekwentny. Don F. Draeger i Robert W. Smith , w jednej z najbardziej znaczących prób udokumentowania prawdziwej historii sztuk walki, zanotowali, że chińska literatura była “ nierówna, pełna luk I wygładzana przez niejasności”. Wiele tak zwanych historii stało w sprzeczności z uznanymi i udokumentowanymi realiami chińskiej kultury. Inne są z kolei niemożliwe. Są również takie które są na granicy czystej mitologii. Ostatecznie są też historie po prostu śmieszne. W skrócie żadne z nich nie wytrzymałoby krytyki jakiej poddawane są prawdziwe opracowania historyczne.
W trakcie jak chińskie sztuki walki stają się coraz bardziej popularne istnieje trend w kierunku tworzenia międzynarodowej struktury, instruktorów i uczniów pragnących odnaleźć swą prawdziwą tożsamość i rozwiewać te sprzeczności. Kluczowym jest zrozumieć przeszłość zanim zaczniemy budować plany na przyszłość. Nadszedł oto czas by rozwinąć prawdziwą historię chińskich sztuk walki. Musimy skonfrontować źródła tych sprzeczności.
Faktem jest, że pomimo twierdzeń wielu współczesnych instruktorów – sztuki walki nie były głownie zajęciem mnichów buddyjskich, taoistycznych eremitów czy konfucjańskich uczonych. W dawnych Chinach sztuki walki były głownie praktykowane i rozwijane wśród wojska, członków bractw i tajnych stowarzyszeń i tych zaangażowanych w marginalnie akceptowane profesje takie jak uzbrojone eskorty i ochroniarzy. Jako takie sztuki walki były w rzeczywistości produktem tychże klas społecznych, które to większość Chińczyków uważała za niepożądane. To zaowocowało zarówno rozwoju jak i ogólne postawie społecznej wobec nich.
Należy pamiętać, że cesarskie Chiny były zarządzane według tradycyjnej konfucjańskiej ideologii. W tym kontekście edukacja była kluczem do sukcesu w złożone biurokracji Chin i zajęcia fizyczne była postrzegane jako moralnie gorsze. W tych warunkach znaczne części populacji, zwłaszcza niepiśmienny tłum był marginalizowany lub najzwyczajniej ignorowany. Tak więc ci, którzy nie byli ani uprzywilejowani ani chronieni przez społeczeństwo, rozwinęli sztukę walki jako jedyną obronę przed często okrutnym i dzikim światem. Dla tych ludzi sztuki walki nie były ani sportem ani hobby ale raczej sprawą życia i śmierci.
Stowarzyszenie praktyków sztuki walki z niepożądanym elementem zaskutkowało w piętnie społecznym jest sednem sprzeczności tutaj rozważanych. Wszystkie społeczeństwa ale w szczególności chińskie próbuje kontrolować i podporządkować to co uważają za społecznie nieakceptowane zachowania. W przypadku praktyków sztuk walki potrzeba dokonania tego była podsycana przez fakt, że te indywidua były także silnie powiązane z tymi grupami, które tradycyjnie podważały władzę centralną np. regionalne jednostki wojskowe, tajne stowarzyszenia i bractwa. Ten stygmat społeczny nakłaniał tych co trenowali sztuki walki to próby usankcjonowania ich działalności.
Jednoczesne wysiłki – zarówno przedstawicieli sztuk walki jak i w ogóle społeczeństwa to zalegalizowania i zasymilowania ( i dzięki temu pokojowe) zaskutkowały stopniowym ale skoncentrowanym wysiłkiem do odsłonięcia prawdziwych początków tych sztuk i tworzenia tzw. politycznej poprawności. Na przykład- wielu instruktorów zaczęło i dalej skupia się wokół twierdzenia jakoby sztuki walki były praktykowane w buddyjskich klasztorach podkreślając jednocześnie wykorzystanie tych dyscyplin do promowania zdrowia i duchowego uspokojenia. Niestety ci instruktorzy ignorują po prostu dwa istotne fakty.
Po pierwsze, różne historie sztuk walki praktykowane w klasztorach buddyjskich, w szczególności w klasztorze Shaolin, w rzeczywistości miały swój początek w tajnych stowarzyszeniach. Te historie były używane do rekrutowania nowych członków ale są one wątpliwej autentyczności.
Po drugie, klasztory buddyjskie były często przytułkami „niepożądanych”, społecznych wyrzutków i zbiegłych przestępców. Jeśli sztuki walki byłyby w rzeczywistości praktykowane w klasztorach ( a jest znaczna ilość dowodów na to, że były) były one prawdopodobnie przyniesione do tychże klasztorów przez tych zbiegłych szukających ochrony. Osoby te praktykowały były sztuki walki zarówno dla ochrony osobistej jak i w wielu przypadkach jako narzędzie dla ich marginalnie legalnej lub po prostu nielegalnej działalności. W oparciu o to widać, że te sztuki walki, które jakoby wywodzą się z klasztorów nie mają już takiego pozytywnego wizerunku.
2 Początki praktyków sztuk walki jako „ niepożądanych” .
Podczas, gdy wojsko było prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem zawodowym dla trenującego sztuki walki nie było ono ani łatwym wyjściem ani idealnym życiem. Tradycyjne chińskie społeczeństwo pogardzało nieintelektualną działalnością w związku z tym potrzeba kontroli potencjalnie niebezpiecznego elementu miała bezpośredni wpływ na zarządzanie wojskiem. Armia była traktowana z podejrzliwością co obrazuje powiedzenie „ nie zrobi się prostytutki z porządnej dziewczyny, gwoździa z dobrego żelaza czy żołnierza z prawego człowieka”, także poczynione zostały spore wysiłki aby podporządkować wojsko do potrzeb społeczeństwa.
Podczas czasów cesarskich – rząd centralny zarządzał wojskowe egzaminy, podobne do tych stosowanych przy testach do służby cywilnej, na poziomach regionalnych, prowincjalnych i krajowych. Przy użyciu tego systemu cywilni oficiele kontrolowali całkowicie zarówno wybór jak i awanse wszystkich oficerów wojska. Na dodatek, członkowie wojska mieli instytucjonalny zakaz awansu na stanowiska, które mogłyby wpłynąć na politykę rządową. Mimo, że armia oferowała pewne możliwości nigdy jednak nie były one nieograniczone.
Oczywiście większym wyzwaniem dla porządku społecznego stanowiła ta grupa praktyków sztuk walki, która nie była w stanie przejść przez system egzaminów wojskowych. Po pierwsze i najważniejsze ten system egzaminacyjny wymagał pewnego stopnia wykształcenia, którego wielu z nich po prostu nie posiadało. Po drugie, ponieważ system egzaminacyjny ograniczał liczbę oficerów wojska stąd nawet wykształceni nie przechodzili dalej. Podczas gdy ci ludzi mogli zaciągnąć się do wojska bez potrzeby zdawania egzaminów wojskowych , w rzeczywistości nie było żadnego powodu by to robić. Zwykli szeregowi byli traktowani brutalnie przez oficerów i taka służba nie miała przyszłości.
Ludzie ci tworzyli rozgoryczoną i bardzo niebezpieczną grupę. Stawali się częścią rozległego chińskiego podziemnego społeczeństwa i angażowali się w marginalne lub nielegalne działalności aby przetrwać. Niezależnie od wybranego zajęcia ci ludzie nie czuli się lojalni wobec społeczeństwa czy państwa.
3 Legalne i nielegalne zajęcia dla praktyków sztuk walki
Praktyk sztuk walki, który nie wybrał służby wojskowej lub nie zaangażował się w nielegalną działalność miał niewielki wybór. Wytrenowani wojownicy mogli znaleźć pracę jako uzbrojone eskorty ale takie życie było w samym sobie bardzo niebezpieczne a rozwinięcie odnoszącej sukcesy działalności w tej branży mogło potrwać wiele lat. Mogli oni oczywiście zatrudnić się jako ochroniarze ale tych z kolei nie uważano za godnych. Byli oni zawsze przedmiotem kaprysów swojego pracodawcy a często po prostu byli jego niewolnikami. Obie te profesje mimo, że legalnie nie dawały ani uznania ani społecznej akceptacji.
Wiele z praktyków sztuk walki po prostu tułało się , zarabiając na utrzymanie jako wędrowni medycy lub uliczni artyści. Ludziom tym powodziło się niewiele lepiej niż pospolitym włóczęgom, nie mającym stałego adresu i zależnym od laski ich ofiarodawców. Musieli także brać pod uwagę ciągłe wyzwania rzucane przez innym im podobnych oraz miejscowych rzezimieszków pragnących wymuszać pieniądze. Niektórzy z praktyków sztuk walki przyłączało się do wędrownych trup operowych. Trupy te gwarantowały przyjaźń, regularne zatrudnienie i do pewnego stopnia ochronę ale były tak samo społecznie niepożądane jak owi ludzie od sztuk walki.
Praktycy sztuk walki, którzy nie mieli obiekcji przez angażowaniem się w nielegalną działalność stanowili obiekt sporego zapotrzebowania. Podczas gdy wyższe warstwy chińskiego społecznego pogardzały przemocą, plebs uznawał jej użycie. Na przykład, w południowych prowincjach takich jak Fujian czy Guandong wojny klanów były uznaną tradycją. Wielu mistrzów sztuk walki znajdowało często zatrudnienie jako instruktorzy klanów lub zwykli najemnicy. Te wojny przyczyniły się do rozwoju sztuk walki poza granicami Chin jako, że mistrzowie sztuk walki byli wynajmowani do walk z przeciwnymi klanami w zagranicznym chińskich wspólnotach. Wielu mistrzów o wybitnych umiejętnościach przywożono do U.S.A aby trenowali zawodników dla Tongów i stowarzyszeń w amerykańskich dzielnicach chińskich.
Wielu praktyków sztuk walki angażowało się w działania bractw i tajnych stowarzyszeń. Grupy te, często nieróżniące się od siebie, mają długą historię w Chinach i narosły jako uchodźcy z niższych warstw społecznych. Zapewniali oni przyjaźń, wsparcie i ochronę dla tych, którzy nie mieli jej w ogóle. Zalety te były oczywiście magnesem dla praktyków sztuk walki. W dodatku, bractwa i tajne stowarzyszenia aktywnie werbowały ludzi znających sztuki walki aby utrzymać swoją siłę zbrojną.
Z końcem XIX wieku bractwa i tajne stowarzyszenia stały się punktem skupienia dla treningu i rozwoju sztuk walki. Praktycy sztuk walki byli znani jako „ czerwone tyczki” i poza działaniem jako strażnicy, służyli także za instruktorów. Wielu wieśniaków jak i zwykłych obywateli, którzy nie mieli dotychczas dostępu do wyrafinowanych umiejętności walki, przyłączało się do nich w celu nauki umiejętności walki. Poszczególne stawały się sławne i tym samym przyciągały nowych członków z ich instruktorem i metodami.
4 Sztuka walki czy sztuka pokazowa ?
Wielu tradycjonalistów sztuk walki bardzo krytykuje współczesne, nowoczesne wushu, wykłócając się o to, że zostało one w znacznym stopniu stworzone na potrzeby demonstracyjne i że nie jest już użyteczne w samoobronie. Podczas gdy o współczesnym wushu będziemy dyskutować w dalszej części tego artykułu należy tu wstawić krótki komentarz. Zdecydowanie współczesne, sportowe wushu zdecydowanie nie jest tradycyjną sztuką walki. Wiele technik zostało usuniętych nie ma ono nawet zbliżonej technicznej złożoności tradycyjnych sztuk walki, w szczególności systemów południowych. Co więcej przez większą część historii swojego istnienia – nauka zastosowań i praktyka sparringu była aktywnie zwalczana przez Komunistyczną Partię Chin.
Na nieszczęście ci, którzy krytykują jej pokazowe elementy nie do końca rozumieją historii swojej sztuki walki. Postawy i techniki były w rzeczywistości poprawione by uczynić je bardziej miłymi oku i stworzono takie ruchy jak ruchy motyle ( to nie są ruchy tradycyjne). Jakkolwiek , gdy współczesne wushu jest najdrastyczniejszym przykładem modyfikacji technicznych – nie jest ono odosobnionym przykładem. Istnieje długa historia użycia sztuk walki do celów pokazowych i modyfikacji technik na rzecz demonstracji.
Na przykład, artyści z cesarskiego dworu dynastii Ching używali w swych pokazach szerokiej gamy ruchów wywodzących się ze sztuk walki. Siłacze demonstrowali użycie ciężkich halabard, pokazywano także przyrząd zwany „latający trójząb” . W dodatku stricte wojskowe dyscypliny takie jak Shuai Jiao ( zapasy ) i łucznictwo były popularnymi dyscyplinami pokazowymi.
Tradycyjna Opera Chińska korzystała także w dużym stopniu ze sztuk walki dla celów pokazowych. Opera ta odtwarzała wielkie bitwy w związku z tym jej artyści musieli być w stanie operować tradycyjną bronią i móc uczestniczyć w zaaranżowanych walkach na scenie. Z tej przyczyny ci, którzy wychowywali się przy operze otrzymywali trening bardzo podobny do tego, którzy stosowany był w sztukach walki. Co więcej, jak to zostało już wcześniej wspomniane –wielu praktyków sztuk walki przyłączało się do wędrownych trup artystycznych. Ludzie ci uczyli w zamian członków tych trup dla ich samoobrony. W wyniku tego granica pomiędzy sztuką walki a sztuką pokazową jest często niewyraźna.
Dzisiaj, tradycyjne sztuki walki są wciąż pod wpływem tych demonstracyjnych tradycji. Tak zwany twardy Chikung jak np. łamanie cegieł, gięcie gwoździ i prętów jak również zginanie włóczni i mieczy są produktem tradycji ulicznych pokazów. Wymagają one zarórwno dyscypliny jak i treningu by je wykonywać ale w rzeczywistości nie mają nic wspólnego z realną walką. Wiele z tych technik przewrotów, kopnięć z wyskoku i ruchów wymagających dużej równowagi , które można znaleźć w tradycyjnych formach są podobnie inspirowane. Niektórzy zakładają, że chińska publika była bardziej zaznajomiona ze sztukami walki i w wyniku tego bardziej dyskryminująca niż zachodni obserwatorzy ale w rzeczywistości imponowało to podobnie pospolitemu chłopu czy robotnikowi z Chin.
5 Próba uprawnienia praktyki sztuk walki
Zarówno ograniczone możliwości jak i brak społecznej akceptacji zaowocował w ruchu na rzecz uprawnienia praktyki sztuk walki. Idąc za przykładem wyznaczonym przez zielarzy i domorosłych ortopedów praktycy sztuk walki spróbowali zarejestrować się jako członkowie tzn. Kung czyli klasy rzemieślniczej. Zaczęli otwierać szkoły ( Mo gwoon – w dialekcie kantońskim) .
Jednym z pierwszych kroków była zmiana używanego nazewnictwa. Sztuki walki nie były już nazywane „ kyuhn faat” ( Chuan fa ). Termin ten oznaczał po prostu techniki walki ( dosłownie techniki pięści) . Instruktorzy używali teraz terminu „kyuhn suet” – sztuka pięści. Instruktorzy ci nie byli już włóczęgami czy plebsem, zaadoptowali także termin Shifu by podkreślić, że są biegli w społecznie uznanej formie sztuki.
Następnym krokiem było zaadoptować lub stworzyć praktyki, ceremonie i rytuały oraz ustalić tradycję. Bardzo często instruktorzy zwracali swe oczy w kierunku praktyk wywodzących się z tradycji konfucjańskiej i modyfikowali je do swoich potrzeb. Na przykład stawiali oni ołtarze aby oddawać pokłon swoim przodkom tzn. instruktorom przed nimi. W niektórych przypadkach dany instruktor nie wiedział skąd pochodzi jego styl i kto go założył, więc Sijo ( założyciel ) i Jong-si ( wybitni instruktorzy przed nim) byli najzwyczajniej wymyślani.
Instruktorzy zaczęli również adoptować swoich następców w wyrafinowanej ceremonii zwanej Baai Si. W ten sposób nauczyciel mógł wymagać tej samej lojalności i szacunku od swoich uczniów jak to miało miejsce w relacjach ojciec-syn. Ostatecznie, praktycy sztuk walki zaczęli rozwijać koncepcje „Mo Duk” ( Wu de –czyli cnoty wojennej) idąc za przykładem konfucjańskiego kultywowania cnót.
Ustanowienie sztuk walki jako formy sztuki, ustanowienie instruktorów jako członków warstwy rzemieślniczej i zaadaptowanie konfucjańskich praktyk i terminologii zaowocowało we pewnym wzroście statusu społecznego i szacunku ale nie doprowadziło do całkowitej asymilacji. Wielu instruktorów ciągle hołdowało feudalnym wartościom i pozostawało sekciarskimi, tajnymi i głęboko podzielonymi. Niektórzy zachowali swoje związki z podziemiem co zaowocowało ogólną nieufnością wobec każdego zaangażowanego w sztuki walki co skutkuje do dziś dnia.
Najlepszym przykładem odmowy praktyków sztuk walki do zasymilowania się i zrównania ze standardami społecznymi jest zasada otwartego wyzwania. Mimo, że przyszły instruktor próbował się zasymilować i zyskać ogólna akceptację, jednocześnie chciał zachować szacunek ludzi mu podobnych. Najszybszą i zdecydowanie najbardziej popularną by to uczynić było otwarte wyzwanie i pokonanie kilku miejscowych fighterów zanim otworzyło się szkołę. Do póki nie zostało to zabronione przez rząd Nacjonalistyczny w 1928 roku, był to pospolity widok w południowych Chinach – instruktor walczący ze wszystkimi chętnymi w publicznym pojedynku bez zasad i ograniczeń. Pojedynki te często kończyły się poważnymi obrażeniami a nawet śmiercią ale uważano je za konieczne dla demonstracji dany instruktor był godny otworzenia własnej szkoły.
Inną popularną metodą wyrobienia sobie nazwiska było wyzwanie już znanego instruktora w nadziei pokonania go i przejęcia jego szkoły. Było to niezwykle ryzykowne przedsięwzięcie i niektóre z największych i najbardziej popularnych szkół były miejscami, gdzie tacy ryzykanci byli bici do nieprzytomności i wystawiani przed szkołę na widok publiczny. Instruktor, który pokonywał wszystkich wyzywających go zyskiwał na znaczeniu wśród wszystkich warstw społecznych, bractw, tajnych stowarzyszeń, wojska, zwykłych obywateli i lokalnych możnowładców, którzy uznawali sztuki walki jako coś w rodzaju ezoterycznego hobby ( podobnie jak dziś postrzegani się wyznawcy New Age).
W wyniku tego nawet uznany instruktor ciągle musiał udowadniać swoją wyższość i efektywność swoich metod. Jak Donn F. Daeger i Robert W. Smith zaznaczyli „ czelendżerzy byli głównym punktem odniesienia dla instruktorów i nie wolno im było odmówić pojedynku”. Mieli oni także bardzo znaczący wpływ na sposób w jaki sztuki walki były nauczane. Ponieważ instruktorzy opierali swoją egzystencję na swoich umiejętnościach niechętnie zdradzali swoje sekrety potencjalnym czeledżerom. Uczniowie musieli pokazać całkowite oddanie a prawdziwe umiejętności walki były nauczane często w tajemnicy. Efekt końcowy był taki, że tylko kilku wybrańców nauczyło się prawdziwych umiejętności i zastosowań technik systemu. Dotyczyło to w szczególności instruktorów, którzy pozostawali w kontaktach z podziemiem, używając swych szkół jako miejsc rekrutacji członków organizacji podziemnych i jej „żołnierzy”.
6 Rządowe próby kontroli oraz podporządkowania sobie sztuk walki
Faza I Chiny Republikańskie
Właściwy upadek dynastii Ching w 1911 roku i proklamowanie Republiki Chińskiej niewiele zmieniło sytuację sztuk walki. Podczas, gdy niektórzy mistrzowie sztuk walki zyskali status i społeczną akceptację, jako grupa stanowili ciągle problem dla władzy centralnej. Szkoły sztuk walki produkowały wyszkolonych wojowników, którzy pozostawali lojalni tylko wobec swoich nauczycieli i tradycji a wielu z nich ciągle popierało grupy, które otwarcie podważało nowopowstałą władzę, w szczególności dotyczyło to tajnych stowarzyszeń. Doak Barnett –znany historyk, który opisywał sytuację w prowincji Syczuan podczas okresy republikańskiego zaobserwował co następuje :
„ Nie było nic tajnego w tajnych stowarzyszeniach ... Fakt, że były one wyjęte spod prawa przez władzę centralną nie wydawał się nikomu przeszkadzać, lub co można by dodać, zniechęcać kogokolwiek do przystąpienia jeśli zostawał do nich zaproszony.”
Partia Nacjonalistyczna ( Kuomintang) była świadoma roli sztuk walki w walce. W rzeczywistości Dr Sun Yat-Sen – założyciel partii, utrzymywał różne związki z tajnymi stowarzyszeniami i szeroko stosował „czerwone tyczki”. W rezultacie czego, gdy Chiang Kai Shek umocnił swoją pozycję zwrócił swoją uwagę w kierunku prób kontroli i przywłaszczenia sobie praktyki sztuk walki.
W 1928 roku – rok po sławnej „ Białej Masakrze” w Shanghaju , Chiang Kai Shek został niekwestionowanym liderem Partii Nacjonalistycznej; podjęto kilka kroków by zwiększyć kontrolę na praktykami sztuk walki. Po pierwsze, rząd przyjął termin Kuo Shu . Termin ten oznacza dosłownie „sztuki narodowe” i był próbą nie tylko ograniczenia frakcjonalizmu pośród praktyków sztuk walki ale także szerzeniu nacjonalizmu i przez to lojalności wobec państwa.
Po drugie, rząd ustanowił Centralny Instytut KuoShu w Nankinie. Praktycy sztuk walki, byli członkami tegoż ciała a pozostali po 1949 roku w Chinach po przejęciu władzy przez komunistów –konsekwentnie zaprzeczali jakiegokolwiek bezpośredniego zaangażowania ze strony Nacjonalistycznego rządu z oczywistych powodów, ale w rzeczywistości ten rząd postawił sztuki walki pod swoją bezpośrednia kontrolę. Nauczyciele na Taiwanie są daleko bardziej szczerzy otwarcie przyznając, że rząd był zaangażowany w „aktywny program” dla reorganizacji sztuk walki. Statutowym celem instytutu była „ konsolidacja Kungfu poprzez zbliżenie wielu wspaniałych mistrzów”. Chociaż Partia Nacjonalistyczna odniosła mniejszy sukces w swych działaniach to jej zabiegi były uderzająco podobne do tych stosowanych przez Komunistyczną Partię Chin, która przedsięwzięła się stworzenia nowoczesnego wushu.
Ostatecznie – otwarte wyzwania, pojedynki lub jakiekolwiek publiczne walki zostały uznane za nielegalne. Rząd zastąpił je prowadzonymi przez siebie zawodami. Pierwsze oficjalne zawody miały miejsce w 1928 roku w Nankinie.
Próby kontroli i podporządkowania sztuk walki, jak inne program społeczne nacjonalistów nie odniosły powodzenia. Rządowi brakowało dobrze rozwiniętych struktur u podstaw a korupcja była zjawiskiem nagminnym. W dodatku, wielu wpływowych członków Partii Nacjonalistycznej sama była praktykami sztuk walki. Cytując Draegera i Smitha – praktycy sztuk walki na Tajwanie, spośród których wielu było członkami Kuomintangu i oficerami wojska było „ bardzo zróżnicowanym tłumem, wielu było analfabetami, niektórzy brali regularnie opium a niektórzy było po prostu łajdakami.”
Faza II Partia Komunistyczna
Komunistyczna Partia Chin ( KPC) miała bardzo specyficzne relacje z tymi, którzy ćwiczyli sztuki walki. Ideologicznie partia silnie identyfikowała się z tymi klasami społecznymi, z których wywodzą się praktycy sztuk walki. Na przykład, podczas okresu tworzenia się KPC bractwa i tajne stowarzyszenia ( które w znacznym stopniu składały się z praktyków sztuk walki) silnie wspomagały próby przewrotu władzy centralnej. Partia utrzymywała kontakty i używała członków tych grup jako część swojej działalności rewolucyjnej i studiowała ich strukturę organizacyjną, ich metody utrzymywania lojalności i ich rolę w powstaniach ludowych.
Co więcej, kierownictwo partii zauważyło również unikalne korzyści będące efektem praktyki sztuk walki. Mao ZeDong tak jak wielu rewolucjonistów tamtego okresu głęboko wierzyło, że Chiny są „ chorym człowiekiem Azji”, ponieważ tradycyjne konfucjańskie społeczeństwo wytworzyło tylko słabych, niewydajnych uczonych. W 1917 roku Mao napisał swój pierwszy artykuł dla rewolucyjnej gazety „Nowa Młodość”. Praca ta była zatytułowana „Nauka w wychowaniu fizycznym” i stała się oficjalnym stanowiskiem partii w sprawie roli sztuk walki w społeczeństwie. Wynikało z niej, że naród był w „ potrzebie siły” a duch wojskowy nie był pobudzany. Mao wskazał program wychowania fizycznego, w którym sztuki walki odgrywały ważną rolę na potrzeby stworzenia „dzikiego ciała” i promowania „wojskowego bohaterstwa”.
Jednakże te formy współpracy miedzy partią a społecznością sztuk walki nie wytrwały długo. Aby skonsolidować jej pozycję w terenie KPC, starała się usunąć lokalne bazy siły i zabronić te praktyki, które miały tradycyjnie promowały regionalizm i lojalność wobec osób. To w nieunikniony sposób wpłynęło na społeczność sztuk walki i doprowadziło do konfliktu na linii KPC –praktycy sztuk walki.
Badania chińskich wiosek przez C.K Yanga podczas transformacji na komunizm dostarcza doskonałego przykładu jak państwo próbowało kontrolować sztuki walki. Yang opisuje „ klub atletyczny” w wiosce, który zwany było „Klubem Lwa”. Podaje on, że klub ten oferował „ lekcje w dawnych sztukach wojennych boksu cienia, użycia mieczy, noży, włóczni i innych dawnych broni”. Jasne jest, że chodzi o szkołę sztuk walki.
Podczas, gdy autor uważał te techniki za „ nie mające miejsca w nowoczesnym społeczeństwie” –KPC widziała całą sytuację zupełnie inaczej. Kadry komunistyczne nakazały zamkniecie klubu nazywając go „ organizacją wojskową” i zaznaczając, że „ich liderzy, z których wielu było związanych z siejącymi zamęt tajnymi stowarzyszeniami, była potencjalnymi agentami reakcji.” W wyniku tego „Klub Lwa” uważany był polityczne zagrożenie dla władzy komunistycznej.
Państwo zarządziło programy dla podporządkowania a kontrola praktyki sztuk walki była dalej rozwijana po zwycięstwie komunistów w 1949 roku. Tego samego roku stworzono Ogólnochińską Federacja Sportu i podjęto szeroko zakrojone dyskusje jak kultura fizyczna w najlepszy sposób przysłużyła by się państwu. Do 1951 roku wszystkie prywatne szkoły sztuk walki określone zostały jako „feudalne” i zarządzone ich zamknięcie. Rok później stworzono Państwową Komisję Wychowania Fizycznego i Sportu oraz wprowadzono dalsze regulacje dotyczące praktyki sztuk walki. Instruktorzy nie mogli się już tytułować Shifu a ceremonie Baai Si uznano za nielegalne. Instruktorzy nosili teraz miano trenerów.
W 1959 roku ogłoszono kontrolowany przez państwo program sztuk walki, który nie uznawał już stylów czy systemów. W zamian wszystkie sztuki walki podzielono na 5 podstawowych kategorii „ Długa Pięść” (odnoszące się do wszystkich technik bez broni), szabla, miecz, kij i włócznia. Po kilku protestach wprowadzono także kategorię „ Południowa Pięść” co miało reprezentować sztuki walki Chin Południowych. Ten program państwowej kontroli sztuk walki stał się bazą tego co znamy dziś pod pojęciem współczesne wushu.
Ideologicznie rzecz biorąc ten nowy program spełniał oba podstawowe wymogi. Pierwszy, to eliminacja elityzmu tradycyjnie związanego ze sztukami walki i czyniło je dostępnymi dla mas. Po drugie, zapewniał on program wychowania fizycznego na potrzeby promowania „żołnierskiego heroizmu” jak Mao określił to w 1917 roku. W tym samym czasie kładł on praktykę sztuk walki pod bezpośredni nadzór rządowy i eliminował te wartości umacniające odpowiedzialność lojalną i dywizyjność. Szkoły prywatne nie kształciły już ludzi lojalnych wyłącznie wobec swoich instruktorów i głęboką podejrzliwością wobec obcych.
Powierzchownie przemiany te wydawały się wyczekiwaną odmiany przy tajności, wybujałym ego, ciągłych wyzwaniach i przypadkową przemocą, które charakteryzowały tradycyjne środowisko sztuk walki. Jednakże, w przeciwieństwie do tego co głosił rząd współczesne wushu nie było tylko sztukami walki z nowym wizerunkiem. Podczas, gdy współczesne wushu oparte jest na tradycyjnych sztukach walki – jest po pierwsze i najważniejsze program zaprojektowany jako wychowanie fizyczne tzn. do promocji zdrowia, dyscypliny itd.) i dla pokazu. Nawet z dzisiejszym programem form poziomu A, B i C – wiele technik zostało usuniętych i nie posiada technicznej złożoności tradycyjnych sztuk walki , w szczególności zaś dotyczy to systemów południowych. W dodatku, w imię atletyzmowi i postaw pokazowych –techniki w rzeczywistości zostały utrudnione by uczynić je bardziej widowiskowym .
Co ważniejsze, KPC miała zasadniczy wpływ na to jak sztuki walki miałyby być nauczane i praktykowane. Przez większą część historii współczesnego wushu partia aktywnie zwalczała studiowanie aplikacji i sparingów twierdząc, że umiejętności samoobrony nie były już potrzebne w nowym społeczeństwie i podkreślając, że „ towarzysze nie powinni walczyć z towarzyszami”. W wyniku tego ci, którzy praktykowali współczesne wushu nie wiedzieli, które techniki posiadają praktyczne zastosowanie, a które były na pokaz czy do ćwiczeń. Brakowało im też niezbędnych umiejętności, ażeby zastosować te techniki, które w rzeczywiści miały zastosowanie.
Ostatnio zaszły pewne zmiany w praktykowaniu współczesnego wushu. Z nowy obowiązkowych form zostały usunięte techniku akrobatyczne występujące w nadmiarze, które to były zmorą nowego wushu a postawiono nacisk na podstawy takie jak praca stóp, kopnięcia, uderzenia itd. Co bardziej znaczące przywrócono wolną walkę a Międzynarodowa Federacja Wushu zaczęła promować nową formę rywalizacji zwaną „ san shou”.
San shou to rodzaj walki w pełnokontaktowej, która przypomina zarówno organizowane przez nacjonalistów walki jak i otwarte wyzwania z feudalnej przeszłości. W san shou walka odbywa się na platformie zwanej Lei Tai nazwanej za drewnianymi platformami, które wielu wojowników wznosiło zanim wyzwało kogoś do walki. San shou to ważny krok w rozwoju, gdyż pozwala na kopnięcia, uderzenia, rzuty a co najważniejsze jest najlepszą drogą dla promocji realistycznych umiejętności walki. W rzeczywistości w niedawnych wywiadach z instruktorami i oficielami w Pekinie podkreślano znaczenie demonstracji, które umiejętności i techniki są skuteczne.
Te ostatnie udoskonalenia są bezpośrednim rezultatem zmian politycznych, które mają miejsce w Chinach od wczesnych lat 80 XX wieku. Po straszliwych zniszczeniach spowodowanych przez Rewolucję Kulturalną i pod wodzą Deng XiaoPinga KPC odeszła od rozwiniętej kontroli nad życiem codziennym obywateli i rozbroiła znaczną część swojego socjalnego aparatu. Nowy nacisk położony na modernizację i ekspansje ekonomiczną doprowadził także do zmniejszonego zaangażowania w programy takie jak wychowanie fizyczne.
Instruktorzy doświadczają wolności, której nigdy do tej pory nie zaznali co w niektórych przypadkach spowodowało powrót do feudalnych wartości. Podczas wcześniej wspomnianych wywiadów niektórzy z instruktorów wyrazili chęć powrotu do otwartych wyzwań, nawołując do usunięcia sprzętu ochronnego i ograniczeń niebezpiecznych technik łokci czy kolan. W wyniku czego współczesne wushu i opini niektórych wraca do swoich tradycyjnych korzeni.
Źródła :
1. Jean Chesneaux, ed. Popular Movements and Secret Societies in China. pg. 28.
2. Draeger and Smith. Comprehensive Asian Fighting Arts. pg. 15.
3. The martial arts taught in a brotherhood or secret society was often referred to as "Hung Kyuhn". This term could be translated as "Red Fist", as in a "Red Pole Fist Techniques". However, the Cantonese are fond of replacing characters with a character which has the same sound but different meaning, known as "white characters". Another possible translation could be "Hero Fist", a popular term among secret societies which liked to present themselves as patriots, or "Hung Fist" as in the family name.
4. Wielding the heavy halberd was also a requirement of the military examinations. The flying fork (Fei Cha) is derived from the much simpler spins used with the heavier tiger fork (Dai Pah).
5. The opera used much lighter versions of traditional weapons but the techniques were in many cases traditional. An opera performer was expected to know how to use spears, broadswords, gwan do, etc.
6. Draeger and Smith. Comprehensive Asian Fighting Arts. pg. 28.
7. Doak Barnett. China on the Eve of the Communist Conquest. pg. 127.
8. Refer for example to John K. Fairbank. The Great Chinese Revolution. pp. 147-149.
9. Yang Jwing-Ming and Jeffrey A. Bolt. Shaolin Long Fist Kung-Fu. pg. 8.
10. ibid.
11. Draeger and Smith. Comprehensive Asian Fighting Arts. pg. 29.
12. ibid. pg. 23.
13. Richard Soloman. Communication Patterns and the Chinese Revolution. pg. 178.
14. ibid.
15. C.K. Yang. A Chinese Village in Early Communist Transition. pg. 111.
16. ibid.
17. ibid.
18. ibid. pg. 168.
19. Draeger and Smith. Comprehensive Asian Fighting Arts. pg. 30.
20. Contemporary Wushu's "South Fist" is based primarily upon Choy Lay Fut, Hung Kyuhn and its derivatives. Of these systems, it features only the most basic and obvious techniques. It has none of the techniques found in shorter range systems such as southern praying mantis, white eyebrow, etc.
Napisano Ponad rok temu
autor tego artykulu David Ross jest mi znany z paru forum anglojezcyznych, osobiscie mialem z nim dyskusje i obraza on sie na osoby ktore jak ja mieszkaja w Chinach bo piszemy ze bzdury pisze
on cos tam wie ze dzwonilo ale nie wie w ktorym kosciele :wink:
zreszta sam zobacz powoluje sie ciaqgle na dwoch autorow:
Donn F. Daeger i Robert W. Smith
chinskich autorow nie bylo trzeba powylywac sie na kjsiazki ktore juz na zachodzie ludzxie traktuja jak bajke dla naiwnych
piszesz: "Najważniejszymi faktami odnośnie tego autora jest fakt, że poza formalnym uniwersyteckim wykształceniem ( absolwent Columbia University w Nowym Jorku, sinolog) i znajomością kilku dialektów języka chińskiego ( kantoński, mandaryński i shanghajski)"
to bardzo ciekawe bo dlaczego w takim razie jak pisalem wczesniej nie powoluje sie na dzila chinskie i w bibliografii masz same angielskie A JAK PRZEJEZDZAL DO cHIN W ZESZLYM ROKU TO MUSIELI MU TLUMACZA ZALATWIAC W SPOROTWYM ZWIAZKU WUSHU BO ON TYLKO BO ANGIELSKU POTRAFIL
mnie sie nie chce dalej isc w ta dyskusje onosnie partykulu ktory wyglada dla mnie jakby byl napisany na podstawie ksiazek o chinach dostepnych na amerykanskim rynku i filmow kung fu rodemn z hongkongu.....
Napisano Ponad rok temu
Jednak jeśli w tytułe jest o historii, to możnaby się spodziewać jakiejś rozsądnej chronologii (przynajmniej umiejscowienia zjawisk z dokładnościa do 100-200 lat ). A tutaj w częściach przed Republiką Chińską i Chińską Republiką Ludową, gdzie czytelnik spodziewa się, że chodzi o "dawne Chiny", mowa jest też o zjawiskach, które faktycznie nie mogły mieć za bardzo miejsca przed XX wiekiem.
A już te chińskie Chinatown w Ameryce, to mnie nieźle rozbawiły. Artykuł tworzy wrażenie, że mowa o "dawnych czasach". Tymczasem do początku XX wieku Chińczycy przyjeżdżający do USA nie mogli przywozić kobiet, chodziło o to, żeby nie zostawali i nie tworzyli społeczności (o ile pamiętam, ten zakaz wycofano dopiero w okolicy drugiej wojny światowej). Nawet w latach 80. Chińczyków w USA było wciąż jeszcze mniej niż 300 tysięcy (szybki wzrost, to dopiero ostatnie lata). W XIX wieku sprowadzano biedotę do najgorszych prac (np. przy budowie kolei transamerykańskiej), czasowo, bez kobiet. Jeśli niektórzy zostawali w USA, to głównie dlatego, że po rozerwaniu przez dynamit, trudno im było wrócić do Chin. Nawet gdy były jakieś grupy interesów wśród tych Chińczyków, którzy załatwiali te kontrakty i zgarniali większość kasy, i dochodziło być może do konfliktów między nimi, i być może angażowano do ich rozwiązania ekspertów sztuk walki, to nie miało to szansy wpłynąć na "rozpowszechnienie kung-fu" w USA, nawet w amerykańskich Chinatown, bo takich jeszcze kilkadziesiąt lat temu po prostu nie było.
Jeszcze, gdy mowa o ruchach mających zastosowania oraz ruchach nie mających zastosowania z form sportowych, to autor wykazuje typowe płytkie rozumienie chińskich sztuki walki jako zestawu technik. Wyraźny jest brak calościowego widzenia, rozumienia jak funkcjonowały skuteczne tradycyjne systemy.
A poza tym, to o ile czegoś nie przeoczyłem, reszta wygląda sensownie.
Napisano Ponad rok temu
Z racji mojej ograniczonej wiedzy w tym zakresie chciałem zobaczyć reakcje fachowców i siedzących w temacie już dłużej.
Tomasz - dzięki za uwagi na temat autora - faktycznie opiera się tylko na autorach zachodnich -być może dlatego, że to krótkie opracowanie.
O co ci chodzi dokładnie z tą bujdą - rozwiń wypowiedź prosze.
Co do jego znajomości opieram sie na tym co on pisze - może mandarynski zna słabiej a lepiej kantoński.
A propos jego mistrza - czy ktoś z forumowiczów zna lub słyszał coś więcej o chan Tai -San'ie ?
P.S znim Dacheng zaczął pisać tutaj -ten artykuł był jednym z lepszych jakie przeczytałem o kungfu.
Napisano Ponad rok temu
A propos jego mistrza - czy ktoś z forumowiczów zna lub słyszał coś więcej o chan Tai -San'ie ?
Facet stworzyl monstrualny watek na innym forum (wysle Ci linka na PW) poswiecony tylko wspomnieniom o swoim nauczycielu... Wszystko w amerykanskim stylu - jak z filmu w latach 70-ych. Niemniej w watku tym pojawia sie sporo szczegolow ktore mogly by posluzyc do sprawdzenia calej historii i wyrobienia sobie swojego zdania na temat tej postaci - gdyby sie komus chcialo... Pojawiaja sie nazwiska ludzi z ktorymi cwiczyl, data i tytul czasopisma w ktorym o nim pisano itd.
Jak dla mnie to troche proba manipulowania wlasnym wizerunkiem - David Ross przekonuje jaki to niezwykly byl jego nauczyciel, ze wszystkich wokol robil sobie jaja i mial tylko paru uczniow ktorych uczyl naprawde - w tym jednym z nich jest David Ross... Same historie w stylu amerykanskim i chyba trzeba do nich podchodzic bardzo krytycznie... Nie chcialo mi sie czytac do konca, ale jesli Cie to ineteresuje, to masz zajecie na pol dnia...
W ogole jak sie czyta te opowiesci, to ten swiatek i pojescie "kung fu" to jakies bagno... Ja nie wiem, jak ci amerykannie moga czytac, ze facet bierze kase, robi sobie z nich jaja w zywe oczy, celowo uczy bledow w technikach, wychodzac z sali i zostawiajac ich pod opieka swojego ucznia (jest zaproszony do szkoly jako guest instructor ze wzgledu na swoja slawe, zgarnia kase i wychodzi zaskakujac tym zleceniodawce) i jeszcze podziwiac jego podejscie...
Przy okazji, jakis inny ludek napisal, ze podobnie dzieje sie w organizacji CLF Lee Koon Hung:
I have some things in common with you, speaking Cantonese as well as being the white guy who teaches in place of the Sifu...
Someone once came all the way from Poland to learn from Master Lee Koon Hung and he watched for 10 minutes and passed him to me the rest of the time...
Napisano Ponad rok temu
MW
Napisano Ponad rok temu
A propos autora to czytając jego posty na innym forum często odnosiłem wrażenie,że się promuje i to w bardzo specyficzny sposób. Pomijając jego styl pisania często miał rację i sporo ciekawych informacji sie tam dowiedziałem.
Chciałby teraz wrócić do wątku, który się pojawił w opiniach na temat tego tekstu a mianowicie -celowe wprowadzanie w błąd uczniów przez mistrza a dokładniej uczniów nie należacych do jego zaufanych uczniów - czy to niemożliwe ? na forum, na którym pisze David Ross pojawił sie wcześniej ten wątek i kilku ludzi dawało przykłady takiego, celowego wprowadzania w błąd, nie uczenia jak należy czy inaczej niż winno to być uczone . Co o tym sądzicie Dacheng , Tomasz?
Pamiętam, że jakiś czas temu wpadł mi w ręce artykuł o Brusie Lee we wspomnieniach Williama Chuenga jakoby Yip Man uczył różnie różne osoby (bodajże był to artykuł w jednym z ostatnich numerów czasopisma "karateka") . Takie zaciemnianie rzeczywistości nie wydajnie się takie nieprawdopodobne -chodzi przecież o zdradzanie tajemnic "zawodu".
Napisano Ponad rok temu
Z drugiej strony jednak patrząc, gdy widzi się, że niektórzy zainteresowani są bzdurami i pozorami, i nawet gdy próbuje się im wszystko uczciwie przekazać, to oni i tak nic z tego nie przejmą, będą innym wciskać bzdury i pozować przy tym na grandmasterów, to chyba lepiej taką swołocz wydoić z kasy, a nie nauczyć czegokolwiek. Przynajmniej takie jest nastawienie niektórych nauczycieli.
Ponadto z punktu widzenia chińskiego mistrza, to nie jest sytuacja z supermarketu: "placę, więc wymagam". Uczeń też musi się wykazać, nie tylko płacić, ale wykazać odpowiednią postawę, zdolności, pilność. Stąd takie sytuacje, gdy ktoś jedzie do mistrza pół świata, płaci, a okazuje się, że uczy go jakiś uczeń, a nie mistrz, mogą być elementem tego zjawiska.
Bo z punktu widzenia mistrza to nie jest: "płacę, naucz mnie paru ładnych form, i skutecznych technik". Czy jak to jest często z amerykańskimi grandmasterami 10 dan w 20 stylach, przyjeżdżają do Chin na tydzień, i walą do mistrza tekstem: "nie mam czasu się uczyć wszystkiego od podstaw, mam tylko parę dni, za ile tysięcy dolarów nauczysz mnie swoich sekretnych technik?" Takie nastawienie, niestety dość powszechne, jest podstawą, by takich gości nie traktować poważnie. I to skłania wielu mistrzów do tego, by się dobrze zastanowić nad każdym potencjalnym uczniem, czy ten nie jest kimś takim.
Stąd ktoś, kto pierwszy raz jedzie do jakiegoś mistrza na drugi koniec świata, płaci kupę kasy, spodziewa się, że coś wartościowego za to dostanie, a tu mistrz jakiemuś uczniowi każe go nauczyć tylko paru mało ważnych rzeczy. To ktoś taki czuje się zawiedzony (żeby nie powiedzieć wkurwiony), i pewnie już więcej do mistrza nie przyjedzie. Tymczasem z punktu widzenia chińskiego mistrza to może wyglądać na potwierdzenie, że uczeń nie zasługuje na poważne traktowanie. Możliwe, że gdyby przyjechał mimo wszystko kolejny raz, już byłby potraktowany inaczej. Bo jeśli mówimy o poważnej nauce w tradycyjnym chińskim stylu, to nie może być mowy o nastawieniu: "pouczę się na jednym lub paru seminariach", ale chodzi o długotrwałą naukę, w bliskiej relacji z nauczycielem. W takiej perspektywie, nawet podchodząc do tego od strony ekonomicznej, wykosztowanie się na pierwszy kontakt, bez większych korzyści z tego, nie jest żadną stratą, skoro odpowiednie zachowanie w reakcji na taką sytuację może otworzyć drogę do poważnej nauki.
Tyle, że z drugiej strony takie postępowanie ułatwia też niestety życie ściemniackim grandmasterom.
Napisano Ponad rok temu
nie umialbym tego lepiej ujac poklon
Napisano Ponad rok temu
Z drugiej strony jednak patrząc, gdy widzi się, że niektórzy zainteresowani są bzdurami i pozorami, i nawet gdy próbuje się im wszystko uczciwie przekazać, to oni i tak nic z tego nie przejmą, będą innym wciskać bzdury i pozować przy tym na grandmasterów, to chyba lepiej taką swołocz wydoić z kasy, a nie nauczyć czegokolwiek. (...)
Ponadto z punktu widzenia chińskiego mistrza, to nie jest sytuacja z supermarketu: "placę, więc wymagam". Uczeń też musi się wykazać, nie tylko płacić, ale wykazać odpowiednią postawę, zdolności, pilność.
Skoro juz zeszlismy na oceny takiej postawy, to pozwole sobie nie zgodzic sie z opinia, ze lepiej taka swolocz wydoic z kasy, a niczego nie nauczyc. To jest "cwaniackie" i nieuczciwe podejscie. Mozna oczywiscie takich w ogole nie uczyc. Ale jesli juz uczyc (bo kazdy musi zarabiac na zycie), to moim zdaniem to minimum uczciwosci w postaci chociaz poprawnej demonstracji techniki i udzielania rzetelnych odpowiedzi na pytania i w ogole stosowania sie do zawartej umowy nalezalo by sie spodziewac.
Odwolanie sie do supermarketu i postawy "place i wymagam" nie pasuje do sytuacji w tamtym watku wspomnianych. To nie bylo "place i wymagam" ze strony goscia, ktoremu nie chce sie wykonac poprawnie cwiczenia i ktory uwaza, ze nie obowiazuja go zasady i etykieta vo sanh - bo on "placi", wiec moze na sali w kontakcie z instruktorem przyjac ton klienta supermarketu rozmawiajacego z kierownikiem zmiany na temat nieswiezych jajek.
Przywolujac swoim wyrazeniem tego typu obraz tak naprawde zaciemniasz postepowanie tamtego goscia. On z jednej strony doil "swolocz" z kasy, z drugiej mial wielu normalnych uczniow, ktorzy przychodzili na jego zajecia w nadziei, ze sie czegos naucza, a facet zmyslal kosmiczne ruchy i uczyl ich bzdur, bo np. mial taki kaprys albo nie planowal w danym miejscu zamieszkac na stale albo uczyl w szkole ktora nie nalezala do niego albo chcial sie popisac albo cos tam jeszcze. Wszyscy oni byli losiami?
Ross stara sie stworzyc wrazenie, ze ci zawiedzeni to nie byli "prawdziwi" uczniowie, bo do wybrancow zaliczal sie on i paru innych, a poziom tamtych nie swiadczy o poziomie jego nauczyciela jako nauczyciela. Ja osobiscie mam inne zdanie - uwazam, ze wszyscy ktorych uczyl i ktorzy chcieli sie nauczyc byli jego uczniami niezaleznie od tego co on sam o tym myslal, i poziom ich wszystkich wystawia mu swiadectwo jako nauczycielowi... co oczywiscie nie odnosi sie do jego osobistych umiejetnosci, ktore zapewne kiepskie nie byly - ale tez w zaden sposob nie przekonuje mnie do umiejetnosci jego uczniow w rodzaju Rossa chocby, bo o ich umiejetnosciach swiadczyc moga tylko ich wlasne dokonania.
Tlumaczenie, ze to "tradycyjne" podejscie "tradycyjnych" mistrzow i trzeba je zaakceptowac i ewentualnie przez to przejsc (a nie daj Boze nasladowac), bo jak sie czlowiek wykaze to zostanie doceniony... Sorry... Chce wierzyc, ze jednak wiekszosc ludzi, w tym Chinczykow, mysli w miare normalnie, i jesli sie nie spaprze swoich stosunkow jakims przypalem na wstepie, nie robi razacych gaf i pokaze, ze umiemy docenic to co dostajemy i mozna nas obdarzyc zwyklym ludzkim zaufaniem, to wszystko powinno ukladac sie jesli nie dobrze, to przynajmniej poprawnie bez takich testow.
Jesli "mistrz" wyskakuje z jakims dziwnymi "testami" motywacji w rodzaju pokazywania sciemy, to moim zdaniem rozsadne jest postawienie sobie pytania o jakosc nauki u tego czlowieka i jego podejscie do tematu - co oczywiscie nie znaczy, ze trzeba od razu zrezygnowac. Ale raczej nie warto sie w ogole angazowac w takie "sciemniane" interesy, tylko pojsc do nauczyciela, ktory nie miesza dobrego "towaru" z plewami, i ktorego uczniowie dowodza, ze gosciu uczy. Jesli wsrod chinskich nauczycieli nie ma ludzi, ktorzy chca uczciwie uczyc, to moze po prostu nie warto do nich przychodzic po nauke. Trzeba isc tam, gdzie jest jakosc, albo przynajmniej uczciwy przekaz.. Trudno mi zrozumiec, ze ktos chce trenowac takie kung fu latami majac obok uczciwa szkole...
Napisano Ponad rok temu
Skoro juz zeszlismy na oceny takiej postawy, to pozwole sobie nie zgodzic sie z opinia, ze lepiej taka swolocz wydoic z kasy, a niczego nie nauczyc. To jest "cwaniackie" i nieuczciwe podejscie. Mozna oczywiscie takich w ogole nie uczyc. Ale jesli juz uczyc (bo kazdy musi zarabiac na zycie), to moim zdaniem to minimum uczciwosci w postaci chociaz poprawnej demonstracji techniki i udzielania rzetelnych odpowiedzi na pytania i w ogole stosowania sie do zawartej umowy nalezalo by sie spodziewac.
Masz rację. Z tym, że ja to co napisalem nie odnosilem do konkretnej sytuacji, ale tylko wskazalem na kilka punktów odniesienia.
A jeden z punktów odniesienia to sytuacja typowego amerykańskiego "grandmastera", który nie potrafi nic poza tworzeniem pozorów dla laików, nie jest w stanie poważnie się uczyć, proponuje Chińczykowi kasę za coś co nie ma sensu, nie jest w stanie zrozumieć, że "sekretne techniki" nie istnieją, że wyższych umiejętności nie da się zbudować gdy brak fundamentów. Trudno się wtedy dziwić Chińczykowi, gdy ktoś mu proponuje kasę, którą inaczej musiałby zarabiać kilka lat, za coś co nie ma sensu, jest nierealne, to on tę kasę bierze. I on w dodatku może uczciwie pokazać grandmasterowi swoje umiejętności, może mu uczciwie pokazać jak to się ćwiczy. Może czuć się w jakiś sposób usprawiedliwiony, bo to wspomniany grandmaster nie chce sluchać, że to musi bazować na paru latach ćwiczeń podstawowych, a inaczej nic z tego nie będzie.
Tyle, że z drugiej strony, jest kwestia rasizmu, podstawowe przekonanie, że zamorski diabeł to idiota, dojna krowa, a w najlepszym przypadku ktoś, kto i tak w pełni nie zrozumie o co chodzi w kung-fu. To niestety istnieje. Straszne, ale wciąż prawdziwe. I gdy obecnie zdarza się, że to cudzoziemiec bywa lepiej uczony niż chińscy uczniowie, to najpierw musi się przebić przez ten mur.
Odwolanie sie do supermarketu i postawy "place i wymagam" nie pasuje do sytuacji w tamtym watku wspomnianych. To nie bylo "place i wymagam" ze strony goscia, ktoremu nie chce sie wykonac poprawnie cwiczenia i ktory uwaza, ze nie obowiazuja go zasady i etykieta vo sanh - bo on "placi", wiec moze na sali w kontakcie z instruktorem przyjac ton klienta supermarketu rozmawiajacego z kierownikiem zmiany na temat nieswiezych jajek.
Przywolujac swoim wyrazeniem tego typu obraz tak naprawde zaciemniasz postepowanie tamtego goscia. On z jednej strony doil "swolocz" z kasy, z drugiej mial wielu normalnych uczniow, ktorzy przychodzili na jego zajecia w nadziei, ze sie czegos naucza, a facet zmyslal kosmiczne ruchy i uczyl ich bzdur, bo np. mial taki kaprys albo nie planowal w danym miejscu zamieszkac na stale albo uczyl w szkole ktora nie nalezala do niego albo chcial sie popisac albo cos tam jeszcze. Wszyscy oni byli losiami?
O.K. ja pisałem ogólnie, nie wnikając jak wyglądała konkretnie tamta sytuacja. Po prostu widzę często sytuacje, gdy uczeń faktycznie zachowuje się jak klient w supermarkecie, nie rozumiejąc, jak wiele zależy do niego samego. Natomiast wspomniałem o tym, że pewne zachowania nauczycieli, które przynajmnije w jakimś stopniu można zrozumieć, są też naśladowane przez ściemniaczy, nie znających się na rzeczy. No i można dodać, że znający się na rzeczy też niekiedy się tak zachowują, w sytuacjach, które trudno jakkolwiek usprawiedliwić (chyba, że np. wspomniany wyżej rasizm traktować jako usprawiedliwienie).
Tlumaczenie, ze to "tradycyjne" podejscie "tradycyjnych" mistrzow i trzeba je zaakceptowac i ewentualnie przez to przejsc (a nie daj Boze nasladowac), bo jak sie czlowiek wykaze to zostanie doceniony...
Niestety coś takiego jest wciąż w mentalności chińskich nauczycieli, w większym stopniu lub mniejszym stopniu, różnie bywa, ale to jest, więc zawsze łatwiej jest podejmować decyzje, gdy się o tym wie. Poza tym nie oszukujmy się w jakimś stopniu to jest wszędzie, żaden nauczyciel nie traktuje wszystkich uczniów jednakowo. Różna może być tylko skala.
Sorry... Chce wierzyc, ze jednak wiekszosc ludzi, w tym Chinczykow, mysli w miare normalnie, i jesli sie nie spaprze swoich stosunkow jakims przypalem na wstepie, nie robi razacych gaf i pokaze, ze umiemy docenic to co dostajemy i mozna nas obdarzyc zwyklym ludzkim zaufaniem, to wszystko powinno ukladac sie jesli nie dobrze, to przynajmniej poprawnie bez takich testow.
Nie potrafię zrobić statystyki pokazującej, czy to większość, czy mniejszość. Z moich osobistych doświadczeń, ludzi których ja spotkałem akurat wynika, że większość jednak starala się mnie nauczyć (z tym, że ja niekoniecznie byłem zawsze przekonany do tego, czego nauczali). Raz tylko miałem sytuację, że zażądano ode mnie horrendalnej kasy, ale to była żona pewnego mistrza taijiquan (chociaż nie mogę wykluczyć, że uzgodnili, że ona będzie doić, a on pozować na niezainteresowanego kasą, kto wie) i raz byłem testowany przez zniechęcanie do nauki (ale w ogóle bez mowy o kasie).
Jesli "mistrz" wyskakuje z jakims dziwnymi "testami" motywacji w rodzaju pokazywania sciemy, to moim zdaniem rozsadne jest postawienie sobie pytania o jakosc nauki u tego czlowieka i jego podejscie do tematu - co oczywiscie nie znaczy, ze trzeba od razu zrezygnowac.
Z pewnością bardzo rozsądne jest postawienie sobie takiego pytania.
Ale raczej nie warto sie w ogole angazowac w takie "sciemniane" interesy, tylko pojsc do nauczyciela, ktory nie miesza dobrego "towaru" z plewami, i ktorego uczniowie dowodza, ze gosciu uczy. Jesli wsrod chinskich nauczycieli nie ma ludzi, ktorzy chca uczciwie uczyc, to moze po prostu nie warto do nich przychodzic po nauke. Trzeba isc tam, gdzie jest jakosc, albo przynajmniej uczciwy przekaz.. Trudno mi zrozumiec, ze ktos chce trenowac takie kung fu latami majac obok uczciwa szkole...
No. Ale jeśli akurat kogoś bardzo interesują chińskie tematy, to jest generalnie w trudnej sytuacji, niestety. Ale jeśli ktoś lubi w poszukiwaniu pereł nurkować w bagnie, to może walić jak w dym, chińskie sztuki walki, to coś w sam raz dla niego.
Napisano Ponad rok temu
O.K. ja pisałem ogólnie, nie wnikając jak wyglądała konkretnie tamta sytuacja.
To ja jeszcze tylko dodam, ze mimo tego co napisalem tez nie posunalem sie do oceny realnego, zywego Chan Tai Shan-a na podstawie paru postow na amerykanskim forum.
Wypowiadalem sie o jakims stereotypie, ktory tam zostal zarysowany.
Chan Tai Shan-a jako czlowieka nie znamy - mimo jakichs wad i paru "grzeszkow" mogl byc zupelnie w porzadku czlowiekiem i nauczycielem. Takie opowiesci jak tam na forum, mimo ze byc moze z faktami nie rozmijaja sie jakos drastycznie, zapewne przedstawiaja sytuacje w zupelnie innym duchu i z inna wymowa, niz rzeczywistosc wygladala.
Tak wiec rozmawialismy o stereotypach, nie o zywych ludkach i konkretnych sytuacjach.
No. Ale jeśli akurat kogoś bardzo interesują chińskie tematy, to jest generalnie w trudnej sytuacji, niestety.
Ja mysle, ze to sie zmieni. Ze beda fachowi instruktorzy, ktorych bedzie sie w srodowisku znalo, i bedzie grupka zaspokajajaca duchowe potrzeby ludzi udajacych ze trenuja - i tych sie tez bedzie znalo. I ze ci ktorzy chca trenowac beda trafiac do odpowiednich grup.
Mysle tak dlatego, ze nie wierze, ze "sciemnianie" moze przetrwac. Dzisiaj jest bardzo latwo o wymiane informacji. Chocby tu na forum "polskie kung fu" spotyka sie czesto z kwestionowaniem swojej jakosci. Bardzo mnie to cieszy. Tradycyjnego kung fu nie da sie obronic gadkami o chinskiej kulturze, koniecznosci 20 lat trenowania przed zobaczeniem efektow czy odsylaniem do chinskich mistrzow (bo niedlugo skoczenie do Chin zeby zobaczyc "przwdziwych" mistrzow w realu nie bedzie problemem). Ludzie ktorzy wierza w wartosc tego co trenuja i siedzacy dluzej na forum rzygaja tekstami nawiedzonych nawracaczy na najskuteczniejsze style, ale prawda jest taka, ze czesc ich przekazu i argumentow jest rozsadna. Ostatecznie (moim zdaniem) albo kung fu zaoferuje jakosc porownywalna z innymi systemami (tworzac rzetelnie dzialajace organizacje majace kompetentnych instruktorow, jasne programy nauczania i studentow zdobywajacych rzetelne, sprawdzalne umiejetnosci - albo dzialajace w bardziej "tradycyjnym" modelu niewielkiej niezorganizowanej grupy skupionej wokol danego instruktora, co moim zdaniem jest gorszym modelem), albo sie zdegeneruje i zginie. Ja nie wierze, ze kung fu zginie, wiec jedyna alternatywe dla KF jaka widze w swiecie gdzie wiedza o sztukach walki sie zwieksza jest droga w gore.
Napisano Ponad rok temu
Ja mysle, ze to sie zmieni. Ze beda fachowi instruktorzy, ktorych bedzie sie w srodowisku znalo, i bedzie grupka zaspokajajaca duchowe potrzeby ludzi udajacych ze trenuja - i tych sie tez bedzie znalo. I ze ci ktorzy chca trenowac beda trafiac do odpowiednich grup.
Mysle tak dlatego, ze nie wierze, ze "sciemnianie" moze przetrwac. Dzisiaj jest bardzo latwo o wymiane informacji. Chocby tu na forum "polskie kung fu" spotyka sie czesto z kwestionowaniem swojej jakosci. Bardzo mnie to cieszy. Tradycyjnego kung fu nie da sie obronic gadkami o chinskiej kulturze, koniecznosci 20 lat trenowania przed zobaczeniem efektow czy odsylaniem do chinskich mistrzow (bo niedlugo skoczenie do Chin zeby zobaczyc "przwdziwych" mistrzow w realu nie bedzie problemem). Ludzie ktorzy wierza w wartosc tego co trenuja i siedzacy dluzej na forum rzygaja tekstami nawiedzonych nawracaczy na najskuteczniejsze style, ale prawda jest taka, ze czesc ich przekazu i argumentow jest rozsadna. Ostatecznie (moim zdaniem) albo kung fu zaoferuje jakosc porownywalna z innymi systemami (tworzac rzetelnie dzialajace organizacje majace kompetentnych instruktorow, jasne programy nauczania i studentow zdobywajacych rzetelne, sprawdzalne umiejetnosci - albo dzialajace w bardziej "tradycyjnym" modelu niewielkiej niezorganizowanej grupy skupionej wokol danego instruktora, co moim zdaniem jest gorszym modelem), albo sie zdegeneruje i zginie. Ja nie wierze, ze kung fu zginie, wiec jedyna alternatywe dla KF jaka widze w swiecie gdzie wiedza o sztukach walki sie zwieksza jest droga w gore.
W sumie może masz rację ale to nie jest takie łatwe. Proponujesz rzetelnie działające organizacje OK jeśli będą to organizacje stylowe jeśli ponad stylowe to na pewno się nie uda. Co do programów nauczania to nie widzę tego nawet w moim systemie gdzie jest wiele szkół i pomiędzy nimi są różnice nawet w formach. Kung fu się niz zdegeneruje bo już się zdegenerowało wystarczy poczytać anglojęzyczne fora dyskusyjne. Na jednym poświęconym modliszce kolesie mają "poważny" problem której formy uczyć się jako pierwszej nie są w stanie zrozumieć, że forma to tylko narzędzie do osiągnięcia pewnego celu jakim jest umiejętność walki a nie zaliczanie kolejnej formy. Prawdziwe ortodoksyjne kung fu może nie zginie ale napewno nie będzie popularne.
Pozdrawiam
MW[/code]
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Acha, zapomniałem coś, wypowiedź prawdopodobnie pana Yu od Modliszki, że za kilkanaścia lat Chińczycy będą jeździć do Europy po naukę prawdziwego kung fu... Całkiem możliwe... Ale tylko do Europy, nie do USA... Jeśli źle skojarzyłem wypowiedź Yu, koledzy modliszkowcy zapewne mnie skorygują...
Prawda już przyjeżdżają.
MW
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
ARTYKUŁ: Yiquan - zdrowie i samoobrona
- Ponad rok temu
-
ARTYKUŁ: Formy i pozory
- Ponad rok temu
-
Czy coś jeszcze poza KF??
- Ponad rok temu
-
Choy (Lee / Li / Lay) Fut - kiedyś i dzisiaj
- Ponad rok temu
-
Pytanie o Jeet Kune Do.
- Ponad rok temu
-
VIETNAME WING CHUN
- Ponad rok temu
-
Degeneracja wartości bojowej Taiji
- Ponad rok temu
-
ARTYKUŁ: W poszukiwaniu harmonii
- Ponad rok temu
-
ARTYKUŁ: Tradycyjne kung-fu, a "tradycyjne" formy
- Ponad rok temu
-
NWTO-GB TO PORAŻKA - PRZYNAJMNIEJ W LONDYNIE
- Ponad rok temu