obejrzalem sobie wczoraj savage (albo the hell)- najnowszy film z van damem. spodziewalem sie kolejnego karate crapu i powiem wam ze jestem przyjemnie rozczarowany. co prawda kolejny raz van damm pokazuje ze nie jest w stanie wyjsc poza schemat walczacego za swoja rodzine normalnego faceta, ale...
no wlasnie: ale. ten film sie rozni od jego innych produkcji. jest troche bogatszy. wystepuje w nim kilka skomplikowanych postaci, calosc jest nakrecona w jakims ruskim wiezieniu, bardzo fajnie i autentycznie wygladaja mundury strazy, wszyscy jezdza gazikami itp. no i wreszcie walki. udalo sie rezyserowi nakrecic kilka bardzo fajnych sekwencji bicia sie z uniknieciem zwalniania scen w ktorych van z wyskoku demoluje twarz wroga obrotowym kopnieciem podczas kiedy z twarzy odrywa mu sie sto kropelek potu

mamy wiec troche graplingu (hehe bardzo mi sie podobalo jak wielki rusek niszczy mit balachy

) duzo sambo i dobre sekwencje uderzeniowe (dobnre znaczy bez jakiejs lipy) oczywiscie jak to w filmie bywa panowie zadaja sobie duzo za duzo ciosow nokautujacych ktore cudem nie nokautuja, no ale tak bylo zawsze i tak chyba po prostu musi byc.